Niesprawiedliwa ustawa dzieli pracowników
Minister rodziny, pracy i polityki społecznej Agnieszka Dziemianowicz-Bąk z wielką pompą ogłosiła, że od 1 lipca pracownicy pomocy społecznej otrzymają dodatki, które pozwolą im godnie żyć. Ale nie wszystkim, alarmuje Krajowa Sekcja Pracowników Pomocy Społecznej NSZZ „Solidarność”.
Rzeczywiście, kwota wydaje się być przyzwoita – 1000 zł, chociaż to brutto, ale jak się okazuje lewicowa troska nie dotyczy wszystkich pracowników zatrudnionych w tej branży.
Jeśli nowa ustawa wejdzie w życie, to w tej samej firmie nastąpi podział, na tych którzy dostaną dodatek do pensji, i tych którzy go nie zobaczą.
Z czego wynika taka sytuacja? Okazuje się, że ministerstwo w swoich założeniach przyjęło, że dodatki mają przysługiwać pracującym w jednostkach organizacyjnych pomocy społecznej (ośrodkach pomocy społecznej, powiatowych centrach pomocy rodzinie, centrach usług społecznych, domach pomocy społecznej, placówkach specjalistycznego poradnictwa, w tym rodzinnego, ośrodkach interwencji kryzysowej, ośrodkach wsparcia, w tym: ośrodkach wsparcia dla osób z zaburzeniami psychicznymi, dziennych domach pomocy, domach dla matek z małoletnimi dziećmi i kobiet w ciąży, schroniskach dla osób bezdomnych, schroniskach dla osób bezdomnych z usługami opiekuńczymi, klubach samopomocy), systemie pieczy zastępczej i wspierania rodziny (asystenci rodziny, koordynatorzy rodzinnej pieczy zastępczej, pracownicy placówek opiekuńczo-wychowawczych, osoby zatrudnione do pomocy w rodzinach zastępczych zawodowych i rodzinnych domach dziecka na podstawie umowy o pracę, pracownicy regionalnych placówek opiekuńczo-terapeutycznych, pracownicy interwencyjnych ośrodków preadopcyjnych, pracownicy placówek wsparcia dziennego), instytucjach opieki nad dziećmi w wieku do lat 3, które prowadzone są przez samorządy (żłobki, kluby dziecięce, dzienni opiekunowie), osobom, które pełnią funkcję rodzin zastępczych zawodowych oraz prowadzą rodzinne domy dziecka.
Natomiast wykluczeni z tego świadczenia, dodajmy czasowego, na lata 2024-2027, mają być pracownicy realizujący zadania z wielu innych ustaw, m.in. o dodatkach mieszkaniowych, świadczeniach rodzinnych, pomocy osobom uprawnionym do alimentów, pracowników obsługujących PEFRON, Powiatowe Zespoły ds. Orzekania o Niepełnosprawności, Kluby Integracji Społecznej czy działających na podstawie Ustawy o przeciwdziałaniu przemocy domowej.
Przykładowo we Wrocławiu, na 786 zatrudnionych osób w Pomocy Społecznej, 115 osób dodatku nie dostanie. Tylko dlatego, że w swoim przydziale czynności mają zadania związane nie z ustawą o pomocy społecznej tylko z jej pokrewnymi działami przypisanymi do innych ustaw.
W ocenie Krajowej Sekcji Pracowników Pomocy Społecznej NSZZ „Solidarność” jest to jawna niesprawiedliwość i stworzenie podziału niezrozumiałego dla pracowników.
Przewodniczący Sekcji Adam Ambroży uważa, że tej sytuacji można było uniknąć, gdyby uchwalona właśnie ustawa była należycie konsultowana ze związkiem zawodowym, a tak niestety nie było.
Krajowa Sekcja Pracowników Pomocy Społecznej NSZZ „Solidarność” w powyższej sprawie wystosowała pismo do minister Agnieszki Dziemianowicz-Bąk, domagając się skorygowania założeń ustawy i żądając w tej kwestii zorganizowania pilnego spotkania.
W liście obok licznych argumentów, pada retoryczne pytanie: Jak ministerstwo wyobraża sobie współdziałanie w ramach tak podzielonej grupy współpracowników?
W branży pomocy społecznej zatrudnionych jest ok. 150 tys. osób. 115 tysięcy otrzyma dodatki. Czy pominięcie kilkudziesięciu tysięcy osób ma jakiekolwiek uzasadnienie? Może dla urzędników ministerstwa tak, ale czy nie rozmija się to z elementarną sprawiedliwością i z deklaracjami pani minister, że przyznane „dodatki pozwolą godnie żyć i pozwolą poczuć, że ta trudna praca jest w Polsce szanowana”.
Miejmy nadzieję, że jest jeszcze czas, że ministerstwo posłucha strony społecznej, rozsądnego głosu „Solidarności” i dokona rewizji tej ustawy. W tej sprawie interpelacje zgłosili już nawet niektórzy posłowie Lewicy, oceniając że ustawa jest wadliwa, a portal samorządowy nazwał ją „gniotem prawnym”.
Janusz Wolniak