Z górki
Tym razem rozpocznę od cytatu: „(…) Prawo i Sprawiedliwość uważa, że do strategicznych celów naszej polityki gospodarczej należy zaliczyć odbudowanie polskiego kolejnictwa oraz utrzymanie własności Skarbu Państwa w tym sektorze. Odbudowania kolejnictwa wymaga konieczność wyeliminowania wjazdu samochodów do centrów dużych miast i unikania zatorów na drogach, a także dążenie do poprawy bezpieczeństwa podróżnych i stanu środowiska. (…)” (Program Prawa i Sprawiedliwości – „Zdrowie, Praca, Rodzina”, rok 2014).
Przywołałem fragment Programu PiS, który nosił podtytuł „Kolejnictwo”. Znalazł on potwierdzenie w tezach i dyskusji podczas Konwencji Programowej w lipcu 2015 r. w Katowicach.
Mamy rok 2017. I oto kolejowa rzeczywistość.
Podróżny wybiera się do stolicy na spotkanie biznesowe. Kupuje bilet z Wrocławia do Warszawy. Uznał, że jazda pociągiem jest dla niego korzystna. Będzie mógł popracować i bezpiecznie dotrzeć na spotkanie. Jest zapobiegliwy i kupuje bilet na podróż powrotną, tyle że inną trasą – przez Poznań.
Wizyta okazuje się krótsza niż zakładał. Jedzie zatem na dworzec, gdzie okazuje się, że może wrócić do Wrocławia wcześniejszym pociągiem. Wsiada do niego i zgłasza konduktorowi, że ma bilet na przejazd, ale na inny pociąg. Konduktor ogląda bilet i mówi, że jeśli nasz bohater chce jechać tym pociągiem, to musi kupić nowy bilet. Kiedy oponuje, że przecież to jest ten sam przewoźnik, kolejarz mówi: – Tak, ale ten pociąg nie jedzie przez Poznań, tylko Ostrów Wielkopolski. – Rozumiem, mówi podróżny, ale co to za różnica? I naciska: – Przecież to ten sam przewoźnik! Konduktor jest nieugięty: – Jedzie Pan, czy nie, bo mamy już czas odjazdu. Zrezygnowany podróżny wsiada do pociągu…
Ale to nie koniec niespodzianek. Po chwili przychodzi konduktor i wystawia bilet. I to z dodatkową opłatą (10 złotych) za… wypisanie biletu! Kiedy zdumiony podróżny mówi, że przecież bilet ma, a ten „nowy” jest tańszy, Pan konduktor odpowiada: – Tak, ale to jest pociąg TLK, a Pan ma bilet na Express. Ja odnotuję, że Pan nie wykorzystał biletu. Pójdzie pan do kasy i dostanie zwrot pieniędzy.
Reasumując… Została zawarta umowa na przejazd z konkretnym przewoźnikiem. Jedna ze stron posiada dokument potwierdzający zawartą umowę. W chwili realizacji tejże druga strona mówi, że aby ją wykonać, trzeba wykupić jeszcze raz ową usługę (z dodatkową opłatą), by po jej realizacji tracić czas na zwrot już poniesionych kosztów.
A jeśli strona nie uiści ponownej opłaty, to może zostać sobie na peronie i czekać na „swój” pociąg, ze „swoim” biletem… Czyli, parafrazując Bareję – „Ma Pan swój bilet, i co Pan nam zrobi!”.
A propos Barei… Inna opowieść, a w zasadzie zapowiedź. Czerwiec 2017 rok. Linia Warszawa – Poznań, Konin. Nasz bohater pracuje w Poznaniu, rozpoczyna pracę o godzinie 6 rano.
Dojazd ma prosty – 2.44 wyjazd autobusem do Wrześni. Tam jest o 4.14. Idzie na dworzec PKP i wsiada do pociągu. Odjeżdża o 4.29, by o 5.16 dojechać do Poznania Głównego, a potem to już z górki… I tak przez ponad rok…
– Ja to proszę pana, mam bardzo dobre połączenie. Wstaję rano za piętnaście trzecia. Latem to już widno. Za piętnaście trzecia jestem ogolony, bo golę się wieczorem. Śniadanie jadam na kolację. Tylko wstaję i wychodzę.
– No ubierasz się pan.
– W płaszcz, jak pada. Opłaca mi się rozbierać po śniadaniu? Do PKS mam pięć kilometry. O czwartej za piętnaście jest PKS.
– I zdąża pan?
– Nie, ale i tak mam dobrze, bo jest przepełniony i się nie zatrzymuje. Przystanek idę do mleczarni. To jest godzinka. Potem szybko wiozą mnie do Szymanowa. Mleko, wiesz pan, ma najszybszy transport, inaczej się zsiada. W Szymanowie wysiadam, znoszę bańki i łapię EKD. Na Ochocie w elektryczny do Stadionu, a potem, to już mam z górki, bo tak… w 119, przesiadka w 13, przesiadka w 345 i jestem w domu, to znaczy w robocie. I jest za piętnaście siódma! To jeszcze mam kwadrans. To sobie obiad jem w bufecie, to po fajrancie już nie muszę zostawać, żeby jeść tylko prosto do domu. I góra 22.50 jestem z powrotem. Golę się. Jem śniadanie i idę spać.
To kultowy dialog z filmu „Co mi zrobisz jak mnie złapiesz” Stanisława Barei. Jakoś dziwnie mi się skojarzył…
Niestety – według PKP PLK nie ma innego wyjścia, gdyż aby nie utracić środków unijnych i nadgonić zaległości po poprzednikach, trzeba skrócić czas inwestycji, dlatego koniecznym jest całkowite zamknięcie odcinka Konin – Września…
A potem, to już z górki…