Banner

Wygaszanie szkoły

„Takie będą Rzeczypospolite, jakie ich młodzieży chowanie”

W wydawnictwie Biały Kruk ukazała się zbiorowa praca pt. „Wygaszanie Polski”. Ponad 20 autorów przedstawia różne aspekty współczesnych rozbiorów naszej Ojczyzny. Znawcy i eksperci różnych tematów piszą podważaniu roli rodziny, o ograniczaniu praw społeczeństwa obywatelskiego, antypolskiej działalności mediów, o agresywnej walce z wiarą i Kościołem, o upadku wielu gałęzi polskiego przemysłu, likwidacji kolejnych branż, o naszych długach, o braku zdolności do obrony naszych granic i jeszcze wielu innych aspektach naszego życia publicznego.

Brakuje tylko jednego rozdziału. O polskiej szkole. Czyżby nie było nikogo, kto był w stanie dostrzec zagrożeń, czy może autorzy uznali, że tu, na tym polu jeszcze tak źle się nie dzieje? Są teksty o upadku polskiej nauki, o deprecjonowaniu nauczania historii i spadku czytelnictwa, ale ani słowa o placówkach oświatowych. Myślę, że z tym tematem nikt nie śmiał się zmierzyć w krótkim rozdziale, by nie być pomówionym o trywializowanie problemu.

Ja jednak w krótkiej, bo felietonowej formie, pokuszę się wyliczenie tego, co jest istotą niedomagań współczesnej oświaty, na zasadzie wprowadzenia do tematu.

Dzisiejsza publiczna oświata została postawiona w stan likwidacji. Jest źle zarządzana i niedoinwestowana. Przeprowadzane przez każdych kolejnych ministrów reformy służą tylko doraźnej polityce i pokazaniu, że w tym kotle się coś miesza. Nikt za nic nie odpowiada, bo efekty tych często doraźnych zarządzeń są przecież rozłożone w czasie. Dyrektorzy i nauczyciele poddawani są presji dwóch ośrodków władzy. Ich rzekoma samodzielność jest fikcją, bo funkcjonują między rządowym nadzorem pedagogicznym a presją władz samorządowych różnego szczebla. Nauczyciele mimo, że mają status urzędników państwowych, to w przypadkach naprawdę incydentalnych, kiedy dochodzi do zagrożeń bezpieczeństwa, jak upominają się o swoje prawa, poddawani są olbrzymiej negatywnej presji. Inaczej jest wtedy, gdy w ich gronie znajdzie się jakaś czarna owca, w rodzaju pani psychopatki zaklejającej dzieciom usta. Taki przypadek jest wodą na młyn wszystkich, którzy wiedzą jakie porządki należy zrobić w szkole. Chcieliby oni, na czele z obecną minister, pozbawić praw przysługujących pedagogom w Karcie Nauczyciela. Sprowadza się to do jednego. Masowych zwolnień, zwiększenia obciążeń czasu pracy i tym samym pozbawienia ludzi elementarnych praw czyli poczucia bezpieczeństwa.

Powyższe kwestie, oczywiście nie wyczerpujące tematu, dotyczyły punktu widzenia pracownika. Ale spójrzmy na szkołę jako na miejsce, od którego zależy przyszłość kolejnych pokoleń. Takie będą Rzeczypospolite, jakie ich młodzieży chowanie – pisał Jan Zamoyski. I z tym chowaniem jest poważny problem. Szkoły rozliczane są z wyników sprawdzianów 6-klasistów, gimnazjalistów i maturzystów. Kwestie wychowawcze już dawno zeszły na dalszy plan. W latach 90-tych XX wieku kuratoria wyrzuciły słowo wychowanie, podobnie jak przekształcone ministerstwo. Ale wtedy to jeszcze nie było tak groźne jak to, co się dzisiaj dzieje. Środki unijne są przeznaczane dla tzw. edukatorów seksualnych i genderowych. Oni mają programy i duże środki, a teraz i nadane prawa, by zastępować rodziców i nauczycieli, a tym samym popychać młodych ludzi w stronę liberalnych zachowań. Trzeba dodać, przeciwstawianych tradycji i szacunku dla rodziny.

W ślad za taką polityką poszły tzw. podstawy programowe rugujące z treści nauczania albo ograniczające do minimum wychowanie narodowe i historyczne. Dzieci w podstawówce i gimnazjum całe lata uczą się o kulturze Azteków, Greków i Rzymian, a niewiele wiedzą o poczcie polskich królów, o powstaniach i naszych narodowych bohaterach. Ogranicza się wycieczki edukacyjne, samodzielność nauczyciela, narzuca określone podręczniki i poddaje ciągłej presji rozliczania niezwykle wymyślnych formularzy. Wszak rozbudowana administracja oświatowa w ministerstwie, kuratoriach i samorządach musi mieć rację bytu, by ciągle coś analizować, sumować, ewaluować i jak się okazuje, według ostatnich rozporządzeń – kontrolować.

Jeszcze jeden aspekt funkcjonowania szkół. Samorządność. Rady rodziców okazały się fikcją. Chociaż zapisane w ustawie o systemie oświaty mają określone prawa i obowiązki, to rzeczywistość jest taka, że po prostu mało gdzie w ogóle są, a jeśli już ktoś je wybrał, to przeważnie stają się instytucją fasadową. Wiem co mówię, bo dwukrotnie w różnych dwóch radach byłem i każda próba energicznej działalności spotykała się ze decydowaną reakcją i odporem.

Jedną rzecz próbuje obecne ministerstwo naprawić. Szkolnictwo zawodowe. I tu rzeczywiście środki unijne mogą być właściwie spożytkowane, bo kiedyś lekką ręką te placówki likwidowano.

No i ostatnia sprawa. Prywatyzacja. Szczególnie intensywne działania minister Hall doprowadziły do wielu patologii w tej dziedzinie. Wiele z tych placówek to twory wirtualne. Biorą pieniądze  na uczniów, których w klasach nie ma. Na razie nie słyszałem, by uprawnione instytucje kontrolne zrobiły z tym porządek.

Wygaszanie oświaty to niskie płace nauczycielskie i nieustanne podważanie autorytetu polskiego nauczyciela. Czas skończyć z tą polityką i politykami kreującymi takie postępowanie.

Janusz Wolniak

Drukuj ten artykuł Drukuj ten artykuł

Społeczna inspekcja pracy