Banner

Wojna na słowa

Na razie to tylko wojna na słowa
Nie przebrzmiały jeszcze echa odwołania z funkcji wiceprzewodniczącego Parlamentu Europejskiego Ryszarda Czarneckiego za nazwanie Róży Thun szmalcownikiem, a rozpoczęła się kolejna, na razie medialna potyczka na słowa. Tym razem poszło o szmaciarzy. Starsi czytelnicy pewnie pamiętają poemat Janusza Szpotańskiego Towarzysz Szmaciak, za który autor trafił na trzy lata za kratki. Ale to nie o tę satyrę z okresu gomułkowskiego chodzi. Wyrażenie szmaciarze użył tym razem redaktor naczelny Gazety Polskiej Codziennie Tomasz Sakiewicz, odnosząc się też do postawy europosłanki o dźwięcznie brzmiącym nazwisku. Odezwał się oburzony Grzegorz Schetyna, grożąc że wytoczy dziennikarzowi proces. Ten z kolei zripostował, że dziwi się, iż szef Platformy bierze te słowa do siebie.
Ten serial gry słów pewnie będzie się jeszcze długo toczył, ale przykład Czarneckiego pokazuje, że w Europie nie ma już wolności słowa. Poprawność polityczna już dawno dotarła na szczyty władzy. W ustawodawstwie wielu państw europejskich ludzie karani są za tzw. mowę nienawiści. U nas potępia się wszystko pod hasłem hejtowania. Tyle, że te pojęcia są niezwykle pojemne. W przypadku gorących sporów politycznych, a takowe toczą się ustawicznie, trzeba by chyba wszystko cenzurować. Cenzorem dla Czarneckiego stała się władza Wysokiej Europy. Wielki Brat zdecydował, że z takimi manierami nie można tego gremium reprezentować. W innych przypadkach będzie decydował sąd.
To naturalnie nie jedyne przykłady rozpalające wyobraźnię. Są o wiele bardziej poważne, jak teraz dysputa o obozach śmierci. Wszyscy wiemy, że były to niemieckie obozy. Tyle, że tam za zachodnią granicą woleliby, aby świat o tym zapomniał. Woleliby, żeby jeśli już, to mówiono o nazistowskich czy faszystowskich zbrodniach. Od dzieciństwa zawsze wiedziałem, że to Niemcy a nie jacyś naziści wywołali wojnę, a potem planowo mordowali Polaków, Żydów i inne nacje. Podobnie zaczyna się dziać z historią zbrodni Wołyńskiej. Ukraińcy dokonali rzezi ludności polskiej a nie tylko ich część, pod nazwą banderowcy.
Mam świadomość, że byli i tacy Polacy, którzy szli ręka w rękę z oprawcami. Byli zdrajcy, byli agenci, byli ludzie przekupni. Podziemie niepodległościowe i w czasie II wojny światowej, i po niej, wykonywało wyroki śmierci na kolaborantach i zdrajcach. Przez dziesięciolecia rządów komunistycznych ukrywano prawdziwą historię. Dzisiaj wydaje się, że żyjemy w wolnym kraju, gdzie wolność słowa jest jedną z podstaw ustroju demokratycznego. Jednak presja środowisk liberalnych i lewicowych jest tak duża, że wiele osób stosuje autocenzurę, by nie narazić się swojemu otoczeniu.
Boję się, że w tej materii sądy też ulegną i będą bezwzględnie karać, ale nie to co trzeba. Przykład ostatniego wyroku sądu w Wałbrzychu jest zdumiewający. Tamtejszy Sąd Rejonowy uniewinnił Leszka L. byłego komendanta wojewódzkiego milicji oskarżonego przez Instytut Pamięci Narodowej o 92 zbrodnie komunistyczne. Sędzia Bartosz Szeremeta uzasadniając bulwersujący wyrok, zwrócił uwagę, że obowiązujący wówczas w Polsce stan prawny znacząco różnił się od obecnego. Czyli Leszek L. nie złamał prawa, bo działał zgodnie z dekretem o wprowadzeniu stanu wojennego.
Tylko, że wielokrotnie już pisano o nieprawości samego dekretu o stanie wojennym. Widocznie ten sędzia wie lepiej. Symboliczne było też miejsce, gdzie ogłoszono ten wyrok. Jak zauważyli członkowie wałbrzyskiej „Solidarności”, to sala nr 111, gdzie w stanie wojennym zapadały wyroki skazujące działaczy opozycji na bezwzględne więzienie.
To, że nie można ulegać presji i szantażowi w przypadku walki na słowa, udowodnili działacze „Solidarności” wprowadzając w obieg społeczny pojęcie umów śmieciowych. Niejednokrotnie byłem świadkiem jak pracodawcy, domagali się nieużywania tego pojęcia. Ci którzy tak zatrudniają mają nieczyste sumienia. Wiedzą, że to jest, jak parafrazując poetę, odpowiednie dla rzeczy słowo.
W Ewangelii św. Jana czytamy: Na początku było Słowo, a Słowo było u Boga i Bogiem było Słowo. Ono było na początku u Boga. Wszystko przez Nie się stało, a bez Niego nic się nie stało, co się stało.
Nie zapominajmy jaką moc ma słowo. Słowa mogą ranić, ale mogą i zabić. Ile milionów słów wypowiadamy codziennie. Jak mogą wydawać się banalne nasze powitania, pożegnania czy wyznania. Czy jednak świat nie byłby piękniejszy, gdybyśmy nie musieli wydawać z siebie cierpkich czy gorzkich słów?
Jednak i one są potrzebne, bo bez prawdy daleko się nie zajedzie. Jeśli słowami nie potępimy złych czynów, to sami dajemy przyzwolenie na to, z czym się nie zgadzamy.
Kiedy słuchamy rozmaitych wystąpień publicznych polityków, widzimy jak ich słowa wpływają na naszą codzienność. Ludzie dzisiaj doskonale rozumieją wagę słów, i to nie tylko, ci którzy mają jakąś władzę. Ważmy słowa!
Nie przypadkowo mówi się – Nie rzucaj słów na wiatr!
Janusz Wolniak

Drukuj ten artykuł Drukuj ten artykuł

Społeczna inspekcja pracy