Timur i jego drużyna
Podczas dyskusji w jednym z programów telewizyjnych padł postulat, by w szkole zaczęto w końcu uczyć najnowszej historii Polski. Konkretnie jeden z uczestników audycji publicystycznej domagał się wprowadzenia lekcji o rtm. Witoldzie Pileckim. Inny z kolei zauważył, że białe plamy historii, to nie tylko Żołnierze Wyklęci, ale również dzieje Solidarności Walczącej.
Obecny rząd i Prezydent RP otwarcie mówią o nowej polityce historycznej, o przywracaniu właściwej rangi polskich bohaterów. Już dzisiaj wcale nie potrzeba w szkole przewrotu kopernikańskiego, by uczyć najnowszą historię. Wystarczy pójść do kina na „Historię Roja”, a potem zrobić lekcję dyskusyjną o tej i innych postaciach. Wcześniej były też okazje, jak choćby film o wspomnianym rtm. Pileckim, a w nowszej historii o płk Kuklińskim „Jack Strong”. Wiele szkół, wielu nauczycieli chodzi na takie filmy, przeprowadza takie lekcje i nie potrzebne im żadne nakazy, żadne nowe podstawy programowe.
Niektórzy ludzie myślą, że to co zostanie zapisane na pewno już jest realizowane. Pamiętam jak na początku lat 90.tych ze zdumieniem dowiedziałem się, że jedna starsza nauczycielka języka polskiego, niepomna zmian w lekturach, przerabiała z uczniami teksty typu „Timur i jego drużyna”.
Dzisiaj w wielu szkołach w ogóle już prawie nie wymaga się, by uczniowie cokolwiek czytali. Kolejni ministrowie edukacji pozwalali na kastrowanie polskiej literatury. Doszło do tego, że noblisty Reymonta każe się czytać tylko pierwszy tom „Chłopów”. Oczywiście i tu wszystko zależy od nauczyciela, ale młodzież lubi iść na łatwiznę. Skoro czegoś nie trzeba, to po co się męczyć.
Na świat wyszły rzesze absolwentów nie rozróżniających II wojny światowej od stanu wojennego. Niektórzy bez wstydu mówią, że skończyli szkołę i to z niezłymi wynikami, ale żadnej lektury nie przeczytali, poznając je tylko ze streszczeń.
To, co powyżej to na szczęście tylko jedna strona medalu. Istnieje coraz większa grupa młodzieży, dla której słowo patriotyzm nie jest frazesem. Oni zarażają innych. W przestrzeni życia młodzieżowych subkultur pojawiły się koszulki z nadrukami imion bohaterskich żołnierzy czy z ich sylwetkami. Na stadionach oprawy imponują swoja formą i treścią. Na koncertach sale zapełniają zespoły o patriotycznej stylistyce. Realizowane są cenne filmy historyczne, mimo do tej pory braku odpowiednich dotacji. A do tego trzeba dodać różne inne przedsięwzięcia, np. marsze, debaty, strony internetowe, rozchodzące się na pniu książki potępianych autorów, jak np. Leszka Żebrowskiego.
To wszystko napawa optymizmem i nadzieją, że z tego pokolenia wyjdą elity zdolne przeciwstawić się nachalnej ideologii gender i kosmopolityzmu. Zbiurokratyzowana Europa, zarządzana przez liberalno-lewackie gremia dąży do samozagłady. Powoli, oby nie za późno, zaczynają to dostrzegać zwykli ludzie. Tworzą się zalążki oporu wobec tych, którzy konsekwentnie niszczą chrześcijańskie korzenie naszego kontynentu.
W Polsce mamy zaś do czynienia z niezwykle ordynarnym i brutalnym atakiem na rząd i Prezydenta. Podżega się ludzi do buntu i okłamuje rzekomym upadkiem demokracji. Warto sobie przypomnieć, jak do końca roku wyglądały programy w telewizji publicznej. Jak wtedy dziennikarze traktowali ludzi o prawicowych poglądach. Teraz nastała w końcu jako taka równowaga. Pojawili się ludzie, jak np. Krzysztof Wyszkowski, nie zapraszani do studia na Woronicza przez 15 lat.
Idzie nowe, ale stare nie popuszcza. Całą nadzieja w tej nowej fali młodych ludzi odpornych na fałsz i zakłamanie starych elit.
Janusz Wolniak