Banner

Syndrom don Kichota

Jak dobrze, że Związek nie dał się wciągnąć do politycznej manifestacji w rocznicę stanu wojennego! Żeby zrozumieć obecne poczynania największej partii opozycyjnej, warto – jak zwykle – sięgnąć do klasyki. Czytałem niedawno przygody nieustraszonego rycerza z Manczy: don Kichota. Okazuje się, że jego osobowość ma dużo wspólnego z niektórymi bohaterami polskiej polityki. Zatem po kolei..

Don Kichot miał niezłomne przekonanie, że tylko ON postrzega świat w JEDYNIE SŁUSZNY sposób. Nikt i nic nie było go w stanie przekonać, że jest inaczej. Na przykład dojeżdżając do jakiejś karczmy, dzielny rycerz zawsze stwierdzał, że to zamek. Wierny giermek Sancho Pansa próbował go przekonywać, że to tylko licha gospoda, ale nie miał żadnych szans. Don Kichot mówił po prostu, że choć buda wygląda na karczmę, lecz naprawdę to zamek zaczarowany przez wrogiego mu czarownika! Podobnie zaatakowane przez niego wiatraki to przerażające olbrzymy, które czarnoksiężnik Fresto dla niepoznaki upozorował na wiatraki, żeby mu odebrać chwałę..

Gdy się przyjrzeć uważnie, to spotrzeżemy wokół siebie wielu ludzi cierpiących na taki sydrom don Kichota. To ludzie, którzy coś sobie w głowach zafiksowali i nic nie jest w stanie tej fiksacji zmienić. Są doskonale odporni na wszelkie rozsądne argumenty i przedstawiane dowody. Jest ich wśród nas całkiem dużo, właściwie to przerażająco dużo.

Dobrym przykładem w naszym siermiężnym życiu politycznym jest tzw. komisja śledcza Antoniego M. „badająca” katastrofę smoleńską. Od razu postawiła ona tezę o zamachu i zaczęła poszukiwać za wszelką cenę dowodów na zamach całkowicie ignorując wszystkie inne zaprzeczające JEDYNIE SŁUSZNEJ wersji. Zawsze podziwiałem łatwość, z jaką Antoni M. odrzucał niewygodne dla siebie dowody . To dziecinnie proste, wystarczyło stwierdzić, że są one sfałszowane. I już. Nie trzeba było tego fałszowania dowodzić, wierni wyznawcy i tak wierzyli na słowo. To klasyczny przykład syndromu don Kichota – całkowicie nie wpuszczać do głowy żadnych argumentów sprzecznych z tezą przyjętą z góry oraz bezkrytycznie przyjmować wszystkie argumenty z nią zgodne. Sam słyszałem jak jeden z „ekspertów” mówił do kamery, że „w Polsce zginęło w podejrzanych okolicznościach już kilkadziesiąt ludzi zaangażowanych w wyjaśnienie katastrofy smoleńskiej”. Z pewnością ten „ekspert” żyje w innej Polsce niż na przykład ja. Jak sensownie rozmawiać z takimi osobami??

Przy takim nastawieniu „ekspertów” wszelkie próby pogodzenia ich z ekspertami były skazane na niepowodzenie. Stało się jasne, że nawet międzynarodowa komisja nic by nie pomogła. Jak słusznie skwitował jeden z polityków – gdyby potwierdziła wnioski polskiej komisji, to po prostu Pan Prezes by stwierdził, że jej członkowie zostali przekupieni przez Putina.

Jest to naprawdę poważny problem: jak rozmawiać z ludźmi, którzy żyją niby między nami, a naprawdę w zupełnie innym świecie? Świecie, gdzie karczma to zamek, a wiatraki to olbrzymy i niczego takiego nie trzeba dowodzić, bo wszak jest „oczywiste”? Wystarczy, że tak powie Pan Prezes..

Ostatnio sprawa Smoleńska jakoś na szczęście ucichła. Jednak natura (prezesa) nie lubi próżni. Mamy zatem nowy „oczywisty” fakt – wybory zostały sfałszowane, a sądy sterroryzowane. Rzecz jasna Pan Prezes nie poniża się do podania jakichkolwiek dowodów..

Podsumowanie tego wszystkiego może być krótkie: Pan Prezes wciąż atakuje wiatraki, a większość Polaków puka się w czoło. Czy jest wesoło?

PS W każdym szaleństwie jest metoda – jak słusznie uczy inna klasyka. Teraz Pan Prezes już nigdy nie przegra wyborów. No, chyba że zostaną sfałszowane..

Drukuj ten artykuł Drukuj ten artykuł

Społeczna inspekcja pracy