Banner

Strajk na kopalni

Dalszy ciąg wspomnień stanu wojennego, dziś o rozpoczęciu strajku  na kopalni Thorez. Szczególnie jestem przywiązany do tego fragmentu książki. Jestem tutaj w centrum wydarzeń jedną z głównych postaci.

16 grudnia 1981 roku doszło do pacyfikacji kopalni „Wujek” gdzie zginęło w wyniku ataku ZOMO 9 górników. Do dziś nikt nie poniósł konsekwencji za ich śmierć, a twórca stanu wojennego z honorami zostaje pochowany po śmierci.

Wstydzę się takich zachowań władz. Pomyślcie Państwo jak po tym wszystkim czują się rodziny pomordowanych górników?

Dzień wcześniej ZOMO pacyfikowało nasz strajk na „Thorezie.

Wspominam to również w kontekście śmierci tych ludzi, bo przecież u nas też mogło dojść do takiej samej tragedii, pamiętam jak przychodzili do mnie górnicy, a być może byli to prowokatorzy SB. Namawiali mnie, żeby podjąć walkę  z ZOMO uzbroić się w łańcuchy, kilofy śruby itp. przedmioty. Była również propozycja zjechania pod ziemię i opanowania składu z materiałem wybuchowym.

Myślę, że z perspektywy czasu i wydarzeń jakie miały miejsce na kopalni „Wujek” podejmowałem słuszne decyzje o biernym zachowaniu podczas pacyfikacji przez ZOMO, być może dzięki temu uniknęliśmy tragicznych wydarzeń i cierpień wielu rodzin.

Strajk na kopalni „Thorez”…

 „Pojawiam się około godziny 6 rano na kopalni – wspomina Ryszard Mocekna łaźni jest już około pół tysiąca ludzi, część z nocnej zmiany, a z porannej ludzie cały czas dochodzą.

Górnicy są bardzo oburzeni wprowadzeniem stanu wojennego oraz aresztowaniami ich kolegów, zaczynają dyskutować między sobą. Przed godziną siódmą w łaźni jest już ponad tysiąc osób, przewodniczący „Solidarności” poszczególnych oddziałów rozmawiają wśród  swoich ludzi, wszyscy domagają się uwolnienia przywódców związkowych, bo w innym przypadku są zdecydowani podjąć strajk. Około siódmej rozchodzi się wśród załogi informacja, że jeden z członków Komisji Zakładowej nie został aresztowany. Ludzie zadają sobie pytania, gdzie on jest? Czy stchórzył? A może to zdrajca, bo nie został aresztowany?……”

„Na kopalni pojawiłem się około godziny siódmej – wspomina Zbigniew Senkowskipamiętam, że miałem taką ruską czapę z  nausznikami. Naciągnąłem ją mocno na oczy, na nią nałożyłem kaptur od kurtki. Zanim zdecydowałem się wejść na teren kopalni poczekałem kiedy będzie szła największa grupa ludzi. Obawiałem się, że mogę zostać zatrzymany przed wejściem na teren szybu „Julia”. Widziałem znacznie więcej strażników na bramie wejściowej niż zwykle. Sprawdzali przepustki i mogli mnie nie wpuścić jako pracownika „Chwalibogu”, ale udało się.

Na sztygarówce  było około 50 osób. Ponuro i cicho, ludzie rozmawiali między sobą szeptem. Przyznam się, że byłem rozczarowany, myślałem, że będzie więcej ludzi, że w zasadzie każdy będzie gotowy do strajku. Ściągnąłem z głowy kaptur i czapę. Ktoś podszedł z boku.

            – Cześć. Ciebie nie aresztowali?! – zapytał.

            – Nie. – odpowiedziałem – I nie wiem dlaczego, ale myślałem, że tutaj będzie bardziej bojowa atmosfera.

            – Cieszymy się, że jesteś z nami, bo nie wiemy co dalej robić – zagadnął drugi górnik.

Za chwilę wokół mnie zebrała się spora grupa ludzi.

- Zbyszek chodźmy do łaźni tam są wszyscy – rzucił ktoś z tłumu.

Ruszyliśmy  po schodach na górę. Gdy wchodziłem na łaźnie zobaczyłem tłum około dwóch tysięcy ludzi. Część przebrana w robocze ubrania, część jeszcze w cywilnych ciuchach. Zaczęliśmy przepychać się w stronę przemawiających. Usłyszałem jak ktoś mówi, że Senkowski na pewno nas zdradził albo stchórzył. Wtedy krzyknąłem:

            – To nieprawda!!! Jestem tutaj! Z wami!

- Senkowski jest z nami!!! – ktoś krzyknął.

Rozległy się niesamowite brawa. Wstąpiła we mnie niesamowita radość i duma
z górników, że jednak chcą walczyć o swoich kolegów. Widać było również zadowolenie na ich twarzach, że jest ktoś z władz związku i zajmie się organizacją strajku.

Zabrałem głos. Powiedziałem o aresztowanych kolegach, o tym, że nie wiem dlaczego mnie pozostawili na wolności. Zapytałem górników, czy są gotowi podjąć strajk w obronie swoich aresztowanych kolegów.

– Tak!!! – rozniosło się po łaźni jednoznaczne i brzmiące dość groźnie oświadczenie”.

Tuż po godzinie siódmej przyszedł na łaźnię dyrektor kopalni Eryk Chłap wspomina Ryszard Mocek – Zaczął przemawiać do ludzi, tłumacząc czym jest stan wojenny. Odczytując Dekret o jego wprowadzeniu, poinformował, że od tej chwili jest już nie tylko dyrektorem kopalni, ale także jej komendantem, w związku z czym kopalnia została zmilitaryzowana i że to nie  są przelewki. Senkowski powiedział w imieniu górników, że wiedzą czym jest stan wojenny i że nie podejmą pracy dopóki ich koledzy nie zostaną uwolnieni.”

Nie jest kompetentny w tej sprawie – odpowiedział – ale przekażę Wasze żądania dalej.

Chcemy nagłośnienia w łaźni – zażądał Senkowski.

Nie ma mowy – odpowiedział Chłap – Dekret zabrania.

I wyszedł.

Zbigniew Senkowski z woli całej załogi został obwołany Przewodniczącym Komitetu Strajkowego i otrzymał upoważnienie do jej reprezentowania.

Po wyjściu dyrektora dowiadujemy się, że chodnikami jadą do nas górnicy z szybu „Chwalibóg”.

„Zaczynają się sprawy organizacyjne – wspomina Zbigniew SenkowskiPoinformowałem górników, że w nocy był napad na siedzibę Zakładowej „Solidarności”, że skradziono Sztandar Związkowy, 50 tysięcy zł, mały telewizorek i około 20 kg kawy dla górników przebywających w szpitalu, co wywołało największe oburzenie. Nikt nie wierzył, że zrobili to złodzieje. Informuję również, że Solidarność przeczuwała, że komuniści będą coś szykować, dlatego każdy z członków władz Solidarności wybrał swojego zastępcę i napisał to na kartce, a zaklejoną kopertę z kartką przekazał Stanisławowi Wróblowi, nieżyjącemu już Przewodniczącemu Komisji Zakładowej „Solidarność” Kopalni „Thorez”.

Na oddziałach zaczęto wybierać swoich przedstawicieli, formują się straże porządkowe do pilnowania zakładu.

 Około dziewiątej  na kopalnię przyszła żona śp. Stanisława Wróbla i przekazała mi zaklejone koperty. Nazwiska odczytałem załodze i automatycznie stali się oni członkami Komitetu Strajkowego. Byli to Kazimierz Żołnierek, Władysław Bomba, Jan Idrian, Stanisław Kamyczek oraz poszczególni przedstawiciele oddziałów. Cztery wymienione osoby wraz ze mną stanowiły ścisłe kierownictwo strajku.

Dość późno wyjeżdżają na powierzchnię i dołączają do nas koledzy z „Chwalibogu”. Jak się okazało dyrekcja kopalni wyłączyła podziemną trakcję kolejową, żeby zniechęcić górników do przyłączenia się do strajku.

Ciągle jesteśmy w fazie organizacyjnej. Padają postulaty, żeby wszyscy przebrali się w ubrania robocze, wtedy nie będzie możliwości łatwego wprowadzenia konfidentów w nasze szeregi, a poza tym górnicy z „Chwalibogu” będą lepiej się czuli. Organizujemy zbiórkę papierosów dla kolegów z drugiego pola, ponieważ o strajku na „Juli” dowiedzieli się będąc już na swoich oddziałach, pod ziemią[1].”

„Dowiadujemy się – wspomina Ryszard Mocekże ma do nas  przyjść komisja, która chce z nami rozmawiać. Na szczęście górnicy mówią jednoznacznie.

- My mamy swoich przedstawicieli, z Senkowskim na czele, którzy cieszą się naszym zaufaniem i tylko z nimi proszę rozmawiać.”

Ktoś podszedł do mnie, nie pamiętam kto, ale na pewno była to osoba z kierownictwa kopalni – wspomina Senkowskiz informacją, że pan dyrektor wzywa mnie jednego na rozmowę. Odpowiedziałem, że jeżeli ma ochotę zapraszam do łaźni, ale sam nie będę prowadził jakichkolwiek rozmów.

Po kilkunastu minutach, wzywają mnie do telefonu. Mówią, że dzwoni dyrektor.

- Senkowski, słucham – mówię

- Dyrektor Chłap – pada odpowiedź – mamy dla pana propozycję.

- Jaka to propozycja? – odpowiadam

  • Proponujemy, żeby pan wybrał kilka osób i przyszedł z nimi na rozmowy do budynku dyrekcji (budynek Dyrekcji znajdował się poza obszarem kopalnianym).

 – Panie Dyrektorze, jeżeli chcecie żebyśmy podjęli rozmowy to oczekuję przede wszystkim zamontowania nagłośnienia na łaźni, bo chcę każdą decyzję konsultować z załogą, a teraz mam niestety ograniczone możliwości – zadecydowałem.

Chwila milczenia.

– Dobrze, zgadzamy się – padła odpowiedź.

Po kilkunastu minutach, gdy zamontowano nagłośnienie, znowu telefon.

- To zapraszamy na rozmowy – pada propozycja.

- Panie dyrektorze to my zapraszamy na rozmowy – odpowiedziałem

- Jak to zapraszamy? Gdzie? – zapytał zdumiony Chłap.

- Jak to gdzie? Tutaj, do łaźni – ciągnąłem łobuzersko, zdając sobie sprawę,
że wprawiam go w duże zakłopotanie. Ostatecznie to oni wprowadzili stan wojenny więc na pewno czuli się silni, a tu taka propozycja. Wiedziałem z góry, że jej nie przyjmie.

- Wykluczone – padła odpowiedź – Proszę przemyśleć naszą propozycję.

- Ona jest już przemyślana – blefowałem. – Strajk jest tak i tak, to im powinno zależeć na jego zakończeniu – myślałem.

Rozmowa została przerwana. Zdając relację z rozmowy Komitetowi Strajkowemu i widziałem, że nie wszystkim podobała się moja postawa. Ale chwilę później, po przekazaniu informacji przez członków Komitetu Strajkowego, ludzie podchodzili do mnie aprobując moją decyzję. Uważali, że z tymi łobuzami należy zachowywać się w sposób twardy.

Za chwilę telefon.

- Dobrze. Zgadzamy się, proszę przygotować miejsce na rozmowy, zaraz ktoś się do Pana zgłosi w celu instalacji dodatkowego nagłośnienia, no i proszę przekazać nam swoje postulaty – nie był to już głos dyrektora.

- Słuchajcie, należy sformułować postulaty – rzuciłem w tłum.”

Miałem zajmować się zabezpieczeniem zakładu pracy w imieniu Komitetu Strajkowego – opowiada Władysław Bomba – ponieważ dobrze go znałem. Zaczynam rozstawiać odpowiednie straże, których zadaniem jest pilnowanie, żeby nikt niepowołany nie dostał się z zewnątrz na teren zakładu.

W łaźni było już około czterech tysięcy ludzi. Zbyszek Senkowski zaczął formułować nasze postulaty, a spisywał je, żeby było śmieszniej, Przewodniczący zakładowego Związku Młodzieży Socjalistycznej Stańczyk, notabene brat internowanego Wojtka Stańczyka, pracownika MKZ-u „Solidarność” Wałbrzych. Oczywiście toczy się dyskusja nad ich treścią.

            Pierwszym postulatem było zwolnienie wszystkich aresztowanych działaczy „Solidarności”. Padały glosy, żeby ograniczyć się tylko do naszych kolegów z kopalni, ale absolutnie zdecydowana większość górników uważała, że należy walczyć o wszystkich. Inaczej słowo „Solidarność” nie miałoby znaczenia.

Drugim jest zniesienie stanu wojennego w kraju.

            Po trzecie oczekiwaliśmy gwarancji bezpieczeństwa dla protestujących
i wspomagających protest.

            Żądaliśmy również zwrócenia sztandaru związkowego i innych przedmiotów zrabowanych z pomieszczeń Komisji Zakładowej NSZZ „Solidarność”.

- Powinni nam zostawić nagłośnienie – powiedział któryś z górników.

No to wpisaliśmy: „Pozostawienie urządzeń nagłaśniających.” Choć wiedzieliśmy, że jest zakaz używania urządzeń nagłaśniających.

A cóż to się dzieje? – wspomina z uśmiechem MocekZakładają nagłośnienie?! Wyglądało na to, że władze stanu wojennego łamią własne zarządzenia. Mały sukces strajkujących, a jak cieszył.”

Nagle zapada cisza. Idzie komisja w składzie: dwóch pułkowników Ludowego Wojska Polskiego, Prezydent Wałbrzycha, Dyrektor Dolnośląskiego Zjednoczenia Węgla Kamiennego, Dyrektor Kopalni „Thorez”, Wiceprokurator województwa wałbrzyskiego, porucznik Służby Bezpieczeństwa i major Milicji Obywatelskiej. Wraz z delegacją przybyło trzech księży z parafii najliczniej zamieszkałych przez górników kopalni.

„Sceneria spotkania była niesamowita. W środkowym sektorze łaźni postawiliśmy stół, wokół, o ile pamiętam, ławki. Sektor ten miał być nie zajmowany przez ludzi. O to prosiłem górników i do czasu przybycia Komisji tak było. Nad głowami Komisji i naszymi wisiały na hakach ubrania górników. W momencie wejścia Komisji zapanowała cisza, a sektor ze stolikiem zapełniał się coraz bardziej.

Przywitałem komisję – ciągnie wspomnienia dalej Zbigniew Senkowski przedstawiłem i przekazałem jej nasze postulaty, mówiąc o tym, że oczekujemy jak najszybszych ich realizacji.

Pierwszy głos zabrał Dyrektor Dolnośląskiego Zjednoczenia Węgla Kamiennego pan Noskowski. Odpowiadając na pierwszy postulat, zaprzeczył, że działacze „Solidarności” zostali aresztowani.

- Oni są tylko internowani – podkreślił – a to jest diametralna różnica. Spotkał się z dużym oburzeniem załogi. Górnicy wykrzykiwali, że brednie opowiada, że chcą uwolnienia kolegów. Musiałem dość długo uspokajać załogę. W końcu Dyrektor Noskowski, oświadcza, że Komisja nie jest kompetentna do załatwienia tego postulatu.

Odnośnie drugiego postulatu głos zabrał Prezydent Wałbrzycha pan Listwan. Zaczął od pouczania górników, że nie zdają sobie sprawy, czym jest stan wojenny. Ktoś krzyknął z tłumu.

-Wiemy, wiemy! Stan wojenny jest wtedy, kiedy Polak wysyła żołnierzy przeciwko Polakom.

Prezydent opowiadał dalej, że jest to postulat absurdalny i że oni nie mają takich kompetencji, żeby mogli podjąć decyzję o zawieszeniu stanu wojennego. Jeden z pułkowników Ludowego Wojska Polskiego przyznał nam nawet sporo racji.

- Ale panowie, każdy z nas ma swojego kaprala. – stwierdził.

W sprawie trzeciego postulatu głos zabrał wiceprokurator wojewódzki.  Mówił, że nie mają żadnych możliwości udzielenia nam gwarancji bezpieczeństwa po zakończeniu strajku.

- To jest stan wojenny – huczał – a nie sierpień 1980 roku. Wypowiedz jego wywołała ponowną wściekłość górników. Musiałem ich dość długo uspokajać. Widziałem także w oczach niektórych członków Komisji lekkie przerażenie nastawieniem górników.

W łaźni robi się coraz bardziej duszno. I wcale nie dlatego, że temperatura rozmów była gorąca, ale dlatego, że ktoś z dyrekcji podjął decyzje o maksymalnym podniesieniu tam temperatury.

W sprawie napadu na siedzibę „Solidarności” głos zabrali przedstawiciele Służby Bezpieczeństwa i Milicji Obywatelskiej, informując nas, że złapali już złodziei i że pochodzą oni aż z Sosnowca.

- W sprawie sztandaru na razie nic nie udało nam się ustalić – mówią
z kamiennymi twarzami – natomiast pozostałe rzeczy zostaną zwrócone górnikom.”

Przewodniczący Komitetu Strajkowego Zbigniew Senkowski zapytał czy posiadają listę aresztowanych – opowiada Ryszard Moceki dlaczego on nie został zatrzymany tak jak inni koledzy z „Solidarności”? Odpowiedzieli, że mają taką listę, ale mogą przeczytać tylko tych internowanych z kopalni „Thorez”.

Okazało się , że na liście nie było Senkowskiego, natomiast był jego poprzednik z Komisji Zakładowej wydalony z „Solidarności” osiem miesięcy wcześniej. Niedopatrzenie? A może dowód na to, że stan wojenny był już dużo wcześniej przygotowany.”

 

Ciąg dalszy niebawem….

 

Zbyszek Senkowski

 

[1]

Drukuj ten artykuł Drukuj ten artykuł

Społeczna inspekcja pracy