Staroświecka uczciwość
Ciągle jestem pod wrażeniem niezwykle licznej manifestacji 28 kwietnia w Warszawie znakomicie zorganizowanej przez Sekcję Krajową Oświaty i Wychowania przy wsparciu całego Związku. Jeden drobny incydent nie daje mi jednak spokoju. Chciałbym, żebyśmy wyciągnęli z niego właściwe wnioski. O co chodzi?
Otóż Minister Joanna Kluzik-Rostkowska próbując rozmawiać z domagającymi się podwyżki nauczycielami stwierdziła, że przecież w ostatnich lat „wpompowano” do systemu oświaty dodatkowe 15 mld złotych. „Czy to odczuliście?” – spytała. Reakcja była do przewidzenia. To głośnie „nieee”. Wtedy dobrze przygotowana ministra odrzekła: „jeśli nie zauważyliście 15 milardów, to jak chcecie odczuć 3 miliardy, których się domagacie?”.
Pani Minister trafiła w czuły punkt. Faktycznie, ogólnie my działacze związkowi mamy tendencję do zaniżania poprzednich podwyżek i obecnych zarobków, żeby uzasadnić obecne żądania podwyżek. Są jednak pewne granice przyzwoitości czy zwykłej uczciwości, których nie należy przekraczać. W tym nauczycielskim przypadku chodzi głównie o dużą podwyżkę, którą nauczyciele otrzymali w latach 2008-2012. Różnie można ją szacować – liczby cierpliwie znoszą wszystkie manipulacje! Według Rządu to było chyba w sumie 40%, według Sekcji Krajowej raczej 30. Tak czy siak, była do największa podwyżka dla nauczycieli w dziejach III Rzeczpospolitej. Druga co do wielkości była zasługą AWS i wynosiła – o ile mnie pamięć nie myli – 25%. Jednak była bardziej rozciągnięta w czasie i przeprowadzona z kłopotami, kończył ją już Rząd SLD.
Jestem ścisłowcem i skręca mnie, gdy słucham ludzi (czy działaczy) opowiadających o swoich niskich zarobkach. Bowiem prawie wszyscy porównują to, co dostają „na rękę” ze średnim wynagrodzeniem w kraju, które jest wszak podawane brutto! Takie porównania są z gruntu nieuczciwe! Jeśli ktoś chce rzetelnie porównać swoje zarobki ze średnią krajową, to powinien odczytać ze swojego pita roczny dochód i podzielić go przez dwanaście.
Ostatnio wielu podnieca się średnim wynagrodzeniem w I kwartale tego roku, które ponoć przekroczyło 4200 zł (nie znalazłem konkretnych danych). ZUS podaje na przykład 4055 zł. Przeciętne wynagrodzenie w zeszłym roku wynosiło 3783 zł. Stąd można by wnioskować o znacznym wzroście płac w Polsce w ostatnich miesiącach. Można, ale nie należy! Bowiem łatwo sprawdzić, że płace w I kwartale są zawsze wyższe od średniorocznych. Na przykład z powodu wypłaty trzynastek. Na przykład w I kwartale zeszłego roku przeciętna płaca wynosiła 3895 zł. Trzeba uważać, bo płace w sektorze przedsiębiorstw są na ogół wyższe od średniego wynagrodzenia w gospodarce liczonej razem ze sferą budżetową. Większość chyba nie rozumie tych subtelności (ja też z pewnością nie wszystkie!) i stąd nieporozumienia. Gorzej, jeśli ktoś świadomie dobiera sobie takie liczby, które mają potwierdzać z góry przyjętą tezę. To już jest wyraźna nieuczciwość.
Dużym błędem jest zaniżanie czy niedocenianie ostatniej wielkiej podwyżki dla nauczycieli. Minister trafiła celnie i większość społeczeństwa by zaakceptowała jej tok myślenia. Skoro ta grupa zawodowa nie docenia poprzedniej podwyżki, po co jej dawać następną? Z pewnością jej też nie doceni.. Lepiej dać pieniądze innym, którzy potrafią wyrazić wdzięczność..
Trzeba zatem mówić trochę inaczej. Tak, była wielka podwyżka. Doceniamy. Naprawdę doceniamy! Jednak mijają kolejne lata, płace polskich nauczycieli są w europejskim ogonie nawet, jeśli porównywać je relatywnie w stosunku do średnich płac w danym kraju, ponadto.. I tu trzeba podać inne rzetelne argumenty.
Rzetelność zawsze popłaca, przynajmniej w dłuższej perspektywie. No, i przemawia za nią nie tylko strategia, również zwykła staroświecka uczciwość. Dla mnie to ważne. Jestem pewien, że nie tylko dla mnie.