Kiedy wydaje się, że czas przelewa nam się przez palce. A każda, nawet wydaje się strasznie ważna sprawa – po prostu staje się błahostką. Kiedy dociera do nas, że świat wokół nas zaczyna budzić grozę.
Ta chwila, to śmierć.
Ale w przypadku Polaka, Pana Sławomira, mamy do czynienia ze śmiercią głodową, wbrew jego woli. Mówiąc wprost – z morderstwem na oczach wszystkich, całego świata.
Godne odnotowania jest zachowanie władz polskich, które do końca walczyły o życie naszego rodaka. Ten dramat pokazał nam jedno – gdyby Polską rządzili panowie Borys Budka, czy Maciej Gdula z Lewicy, nie ruszyliby nawet palcem, by ratować Polaka, gdziekolwiek by był i potrzebował pomocy.
I na tym zakończę deliberację na temat tych jegomości. Szkoda czasu i miejsca. Skupię się nad refleksjami, które we mnie wywołał ten przerażający spektakl.
Śmierć Polaka w Wielkiej Brytanii i cienka granica między tym a tamtym światem,znów uzmysłowiły nam, że wszystko co nas otacza, to małość nad małościami…To brak świadomości kruchości naszego życia, i tego, że nie warte jest ciągłe gonienie za czymś. I nie ważne, czy są to pieniądze, czy idee…
Choć w przypadku tych drugich zdaje się, że próbujemy sobie wmówić, że ta szczytność rozgrzesza ze wszystkiego, co po drodze robimy. Że te koszty są jakoś uzasadnione. Koszty rodziny, ludzi, których kochamy, a i tych którzy kochają nas.
Cywilizacja nas przytłacza. Staliśmy się trybikiem w maszynie. Dopóki jesteśmy sprawni, to jesteśmy potrzebni. Gdy jednak coś się w nas psuje i stajemy się mało wydajni, zostajemy usunięci i zastąpieni nowym trybikiem.
Dramat Śp. Pana Sławomira, to udowadnia. Póki był sprawny i jego praca przynosiła wpływy do budżetu, był niezbędny. Gdy choroba przykuła go do łóżka, stał się tylko niepotrzebnym kosztem. I nawet część rodziny uznała, że najlepiej jest go zabić i pozbyć się problemu.
Ta porażająca chwila i mnie jakoś nastroiła do refleksji nad sobą. Co ja pozostawię po sobie, kiedy i mnie już zabraknie na tym padole? Przecież człowiek nie zna dnia i godziny. Nie wie, co Stwórca zapisał w naszej historii. Kiedy stanie się jej kres…
I co wtedy? Co zostanie w pamięci bliskich, a i tych„dalszych”, którzy znali ciebie tylko z pisania. Czy i mnie potraktują tylko jako koszt?!
Doświadczenie śmierci jest dla nas doznaniem bardzo bolesnym. Z natury bowiem jesteśmy miłośnikami życia. U niemal wszystkich istnieje niewytłumaczalne pragnienie przedłużenia bytu, życia na wieki. Boli nas nieunikniona konieczność śmierci. Można by rzec, że śmierć jest naturalną koleją rzeczy materialnych.
Człowiek nie jest przecież nieśmiertelny ze swej natury.Ale my tymczasem czujemy, że to nie powinno tak być. Wszyscy doświadczamy tego uczucia w wielu aspektach na co dzień.
I wiemy też, że to doświadczenie jest okrutne. Że nic już nie wydaje się być takie same, jakie było przed… I jakie będzie po…
Dlatego dla osób, które tak postrzegają nieuchronność śmierci poprzez cywilizację życia, niepojęte jest to, co się stało w Plymouth. To dziewięciokrotne wyłączanie i włączanie urządzeń podtrzymujących życie. Ta eutanazja na raty. Już to brzmi przerażająco. Zagłodzono na śmierć człowieka świadomego, że jest zabijany!
Życie i śmierć są przeciwnymi biegunami ludzkiego bytu. Dlatego święty Jan Paweł II przeciwstawił cywilizację życia – cywilizacji śmierci. Tą pierwszą nazywał także cywilizacją miłości. Doktrynę tę wyłożył najpełniej w encyklice „Evangelium vitae”(„Ewangelia życia”).
Pisał tam:Stoimy tu wobec rzeczywistości (…) którą można uznać za prawdziwą strukturę grzechu: jej cechą charakterystyczną jest ekspansja kultury antysolidarystycznej, przybierającej w wielu wypadkach formę autentycznej „kultury śmierci”. Szerzy się ona wskutek oddziaływania silnych tendencji kulturowych, gospodarczych i politycznych, wyrażających określoną koncepcję społeczeństwa, w której najważniejszym kryterium jest sukces. Rozpatrując całą sytuację z tego punktu widzenia, można mówić w pewnym sensie o wojnie silnych przeciw bezsilnym: życie, które domaga się większej życzliwości, miłości i opieki, jest uznawane za bezużyteczne lub traktowane jako nieznośny ciężar, a w konsekwencji odrzucane na różne sposoby.
I dalej: Człowiek, który swoją chorobą, niepełnosprawnością lub – po prostu – samą swoją obecnością zagraża dobrobytowi lub życiowym przyzwyczajeniom osób bardziej uprzywilejowanych, bywa postrzegany jako wróg, przed którym należy się bronić albo którego należy wyeliminować. Powstaje w ten sposób swoisty „spisek przeciw życiu”. Wciąga on nie tylko pojedyncze osoby w ich relacjach indywidualnych, rodzinnych i społecznych, ale sięga daleko szerzej i zyskuje wymiar globalny, naruszając i niszcząc relacje łączące narody i państwa”.
Pan Sławomir stał się ofiarą cywilizacji śmierci – „spiskowi przeciw życiu”. Pokój Jego duszy.