Ruszy…?
Swego czasu pisałem o świadomości narodowej, poczuciu przynależności historycznej do danej nacji, wspólnym pochodzeniu, języku, wspólnej historii, o wpływie na nią człowieka. Posłużyłem się wówczas słowami Monteskiusza: Szczęśliwy jest naród, którego historia jest nudna.
Nasza na pewno nudną nie jest. Debata o niej takoż. Każde niemal Obchody Rocznicy Wydarzeń Sierpniowych i powstania NSZZ „Solidarność” budzą kontrowersje.
Najczęściej za sprawą Lecha Wałęsy, który onegdaj na przykład zakwestionował udział Instytutu Pamięci Narodowej w komitecie honorowym obchodów.
Ku zdumieniu nikt nie zaprotestował, i tak ziściło się jedno z marzeń przeciwników IPN-u – mamy kolejny dowód na to, że ta instytucja winna być zlikwidowana, bo niczemu i nikomu (oprócz PiS-u oczywiście) nie służy.
Wniosek to o tyle zasadny, i jedynie słuszny, gdyż nasza najnowsza historia jest już w stu procentach wyświetlona i nareszcie jednoznacznie opisana.
Przecież jest już jasne, że Polsce niepodległość „dali” Jaruzelski z Kiszczakiem (za Rafałem Ziemkiewiczem) doceniając w ten sposób wieloletnią heroiczną walkę Lecha Wałęsy, któremu „różne Gwiazdy, Wyszkowskie i Walentynowicze” (słowa samego noblisty) tylko w tej walce przeszkadzali.
Zresztą te zabiegi, to tylko kolejna odsłona spektaklu, który kreują obrońcy tego, co się wydarzyło przez ostatnie 25 lat. Jak to ujął kiedyś Bronisław Wildstein: Establishment III RP chętnie przykroi „Solidarność” do wymiaru orszaku triumfalnego Wałęsy.
A przecież „pisowski” IPN nie może w tym orszaku kroczyć. Najpierw opublikował „zbrodniczą” książkę Sławomira Cenckiewicza i Piotra Gontarczyka „SB a Lech Wałęsa. Przyczynek do biografii” (niedawno przywoływana w związku z powołaniem Bogusława Kowalskiego na prezesa Zarządu PKP SA), a później jego pracownik, Paweł Zyzak, wydał „obrzydliwy paszkwil” zatytułowany „Lech Wałęsa. Idea i historia”.
Najgorsze w tym oczywiście było to, że obie publikacje – mówiąc delikatnie – nie były przychylne byłemu prezydentowi.
A wiadomo, co się robi z ręką podniesioną na…
Najlepiej ilustruje to przypadek Pawła Zyzaka. Po publikacji jego książki najpierw ówczesna minister nauki i szkolnictwa wyższego Barbara Kudrycka zażądała kontroli w Wydziale Historycznym Uniwersytetu Jagiellońskiego, gdzie Zyzak bronił pracy magisterskie (stała się ona kanwą książki), by za chwilę przymuszono szantażem IPN do tego, by nie przedłużał umowy o pracę z autorem publikacji.
I tak „oprawca” został bez pracy, objęty swoistą infamią. I dobrze mu tak!
Zyzak próbował zatrudnić się, jako nauczyciel historii w rodzinnym Bielsku Białej i okolicach, ale za każdym razem dawano jednoznacznie do zrozumienia, że kuratorium sobie tego nie życzy.
Zatem młody historyk trafił do bielskiego… supermarketu, gdzie pracował, jako magazynier. Czyli tam, gdzie jego miejsce. W końcu przed nazwiskiem ma trzy literki: „mgr”.
Na szczęście wtedy dla Zyzaka znaleźli się ludzie, którzy chcą mu pomóc, ale aż za oceanem. Dostał, bowiem stypendium na czteromiesięczny staż do jednego z waszyngtońskich instytutów, które ufundowała Polonia amerykańska.
Nauka z tego płynie prosta – wara od twórców III RP! Niech nikomu nawet przez myśl nie przejdzie krytykowanie, a już – uchowaj Boże – zadawanie niewygodnych pytań!
A tak nawiasem mówiąc, to przedziwny to kraj, który z jednej strony uruchamia całą swoją machinę dla zniszczenia człowieka, bo śmiał coś niepoprawnego napisać, a z drugiej równie energicznie angażuje się w obronę oskarżonego o pedofilię Romana Polańskiego.
Ten niekończący się spektakl zatytułowany: „Nie oddamy ani Polańskiego, ani guzika” był żenujący, tym bardziej, że sam broniony nie czuje się Polakiem. Zapytany kiedyś o to, rzekł: „Jestem Europejczykiem”.
To może w takim razie teraz cała Unia Europejska „ruszy” w obronie tego guzika, czyli Polski, która od 25 października 2015 r. stała się po prostu „faszystowsko – zaściankowa”, czy jakoś tak…
Max Frisch, szwajcarski dramaturg, pisał: Ojczyzna, to ludzie, których rozumiemy i którzy nas rozumieją.