Rubikon?
Kilka dni temu pewien znajomy, powiedział: „Słuchaj, teraz, to ty będziesz miał dużo trudniej… Bo, o czym ty będziesz teraz pisał…?”.
Zastanowiły mnie jego słowa… I tak sobie pomyślałem, że może zacznę tak…
28 października 1989 r. w Dzienniku Telewizyjnym Joanna Szczepkowska wypowiedziała słynne słowa: „Proszę Państwa, 4 czerwca 1989 roku skończył się w Polsce komunizm”.
Dzisiaj są tacy, co pewnie by rzekli: „Proszę Państwa, 25 października 2015 r. skończył się w Polsce postkomunizm”.
Naszła mnie wtedy refleksja. I sięgnąłem do mojego opasłego już archiwum. Wróciłem do roku… 2001!
Po wyborach parlamentarnych w artykule zatytułowanym „Krajobraz po…” pisałem:
4 czerwca 1989 r. środowiska opozycyjne skupione wokół „Solidarności” odniosły bezprecedensowe zwycięstwo.
23 września 2001 r. SLD – UP wygrało zdecydowanie wybory parlamentarne, a wielu spośród jej członków, czy też zwolenników – w geście tryumfu ogłosiło ten fakt jako epokowe wydarzenie, takie, jakie miało miejsce 4 czerwca.
Ta przemożna chęć rewanżu za te lata „zniewolenia ideologicznego” i „solidarnościowego wybryku” przybrała postać buty i niewyobrażalnego cynizmu. Ten swoisty Rubikon, jakim chcą, żeby był dla nich 23 września, ma już ostatecznie potwierdzić, że postkomuniści mają wreszcie legitymację do rządzenia, i to taką solidną. A że 4 czerwca, to wiecznie uwierająca zadra, nareszcie będzie przeciwieństwo, pseudosymbol – 23 września.
Tak „odkompleksieni” – oczywiście wedle ich mniemania – stają się sternikami losu milionów Polaków, przynajmniej na cztery lata. Jak będą sobie z tym radzić, nie jest co prawda naszym zmartwieniem, ale nie może być nam obojętne, jakie skutki mogą przynieść ich rządy.
Pierwsze reakcje obserwatorów polskiej sceny politycznej odnotowywały przede wszystkim, że zwycięzcy, czyli SLD – UP, wpisali się w zupełnie nową sytuację. Otóż dopełnili układu – dołączając do niedawnego kolegi partyjnego Kwaśniewskiego, zupełnie zmonopolizowali władzę przez tylko jedną opcję polityczną – lewicę.
Jednak zbyt duża władza z biegiem czasu rozpada się na walczące ze sobą frakcje i odłamy, mnożąc konflikty i spory. Już w trakcie kampanii wyborczej takie napięcia powstawały między prezydentem a SLD, chociażby w przypadku oceny przydatności Senatu. I nie trzeba być wielkim prorokiem, aby przewidzieć, że takich napięć będzie coraz więcej… (…)
I jak zwykle te spory odbywać się będą w zaciszu gabinetów, bo znakiem firmowym postkomunistów jest stara zasada: „brudy pierze się we własnym domu”.
I dalej:
(…) Uzyskanie tak masowego poparcia, zdobytego przede wszystkim w wyniku ewidentnych błędów rządu Jerzego Buzka, szczególnie w sferze polityki informacyjnej, jest także wyrazem olbrzymich społecznych nadziei. I to nadziei nie tylko związanych z szybką poprawą życia – obiecaną przecież przez Millera i towarzyszy – ale także skuteczności ich rządzenia.
A z tą skutecznością rządzenia tak do końca nic nie wiadomo, bo niby skąd. Wszak do tej pory jedynym przykładem skuteczności SLD, była skuteczność przetrwania. A na nieszczęście – oczywiście dla postkomunistów – otoczenie stało się jakby „nieprzychylne”, bo nie ma już na kogo „zwalić” powodów swoich porażek i nieudolności – nie ma dezintegratora Wałęsy, nie można już zbytnio postraszyć wojującym klerem i biegającymi z nożami w zębach oszołomami z prawicy.
Mówiąc krótko – niech pokażą co umieją; niech wreszcie społeczeństwo pozna prawdziwe oblicze SLD; niech pozna zamiary Belki; niech odczuje na własnej kieszeni „pomysły” „uzdrowicieli”…
Powie ktoś, że to zasada – „Na złość mamie odmrożę sobie uszy”. To prawda, ale może właśnie czegoś takiego nam potrzeba?
Abstrahując jednak od tego wszystkiego, co wcześniej pisałem – jedno trzeba stwierdzić jednoznacznie: reguły demokracji nakazują przyjąć i zaakceptować wynik wolnych i nieskrępowanych wyborów. Przecież o to walczyły pokolenia Polaków; o to walczyła prześladowana przez dziesiątki lat opozycja; o to walczyła „Solidarność”.
Nie będę pozował na moralistę, ale pomyślałem sobie, że „Krajobraz po…” – i przestrogi w nim zawarte – nic nie straciły na swej aktualności, trzeba jedynie zmienić bohaterów.
Oby tylko nie powtórzył się koniec tej historii, jakim dla ówczesnego środowiska lewicy postkomunistycznej stał się 25 października 2015 r.