Przymiotniki
„Słowa, słowa, słowa, słowa…”, by rzec za Poetą z „Wesela” Stanisława Wyspiańskim. One to tracą coraz bardziej na znaczeniu. Język ubożeje, obywatele świata skracają swoje myśli do ilości znaków w mediach społecznościowych.
Życie pędzi, to i czasu brak na to, by przeczytać ze zrozumieniem to, co jest napisane… Co ma sens w opisie zdarzeń…
Kilka lat temu przeczytałem taką oto myśl: „Odbierając znaczenie i wagę słowom, niszczymy w sobie możliwość kształtowania znacznej sfery naszej rzeczywistości. Tej, do której należą emocje, sensy, marzenia. I może łatwiej żyć bez słów – żyje się wówczas szybciej, bezpieczniej, poza sferą zobowiązań. Ale czy niemy człowiek wciąż jest człowiekiem…?”.
Przykładając tę „rzeczywistość” do czasów współczesnych… tych politycznych choćby, to nagle dociera do nas, że też i sami odbieramy „znaczenie i wagę słowom” godząc się na ciągłe wykrzywianie i obracanie ich właściwego sensu.
Oczywiście jest kwestią subiektywnej oceny, czy nasze, każdego z nas, patrzenie na ten trend jest istotne w codziennych życiu. To my uznajemy bądź nie, czy to wpływa na nasze decyzje.
Ale jeśli funkcjonujemy w określonym środowisku, czy wspólnocie, to winniśmy zachowywać się tak, by być jej wartościowym członkiem, i funkcjonować na zasadach w niej panujących.
Długi to dość wstęp, ale jakoś nie mogłem rozpocząć inaczej, niż od wysokiego „c”. Zmusza mnie do tego wieloletnia już obserwacja zachowań części klasy politycznej. Tej opozycyjnej głównie, która właśnie odwróconymi znaczeniami słów próbuje zaklinać rzeczywistość. A może raczej swoją nieudolność i brak refleksji nad takim, a nie innym rozstrzygnięciem wyborczym.
Do tego felietonu skłoniła mnie także głoszona od jakiegoś czasu formuła słowna Pań i Panów z opozycji, którzy mawiają: „Demokratyczna większość z Senacie” zrobiła to, czy tamto. Albo, to już powtarzane nagminnie: „demokratyczna opozycja”, jakby rządząca większość, tworząca rząd, nie była demokratyczna.
Jest to dość koślawe, ale z wyrachowaniem wykorzystywanie określenia opozycji z okresu PRL-u, czyli czasów, kiedy rządzili komuniści, bez mandatu narodu.
Ta próba swoistej dyskredytacji rządu Zjednoczonej Prawicy jest jedyną tak naprawdę propozycją programową Platformy Obywatelskiej, bo co do Nowej Lewicy, to ona zachowuje się w sposób bardziej wysublimowany w tej materii.
Jeśli zaś chodzi o PSL (zwany przez wielu PZL), to złudzeń nie mam. Ta czereda jest gotowa z każdym wejść w alians (i mówić ich językiem), by choć odrobinę władzy zdobyć. A dodatkowo, kiedy słucham niejakiego Michała Kamińskiego, który przeszedł nieziemską metamorfozę, i z mocnej prawicy stał się teraz (razem z mecenasem Giertychem) głównym ideologiem antypisizmu, to nie wiem śmiać się, czy płakać.
Można założyć, że dla tychże piewców demokracji, rok 2015, kiedy utracili władzę, stał się orwellowskim rokiem 1984. Żyją w takimż świecie… Nowomowy, dwójmyśleniu, myślozbrodni…
Nie zauważyli, że otoczenie się zmienia, i Polacy wybrali tych, którzy zaproponowali program dla nich atrakcyjny, i co jeszcze gorsze – ten program w większości zrealizowany. Dlatego w kolejnych wyborach, to właśnie Prawo i Sprawiedliwość z koalicjantami wygrywa.
To zjawisko można by nazwać takich swojskim wyparciem. Towarzysze Tusk, Budka, Sikorski, czy Grodzki nie mogą zrozumieć, jak ten naród mógł nie wybrać tychże światłych przewodników, a jakieś pospólstwo, co to Europy nie zna, i tylko o jakimś patriotyzmie bredzi.
Dlatego w przestrzeni publicznej słyszymy o „pisowskich ministrach”, „pisowskim rządzie”, „pisowskim premierze”… Nie ma polskiego premiera, czy rządu. Jest tylko „ich”, tych okropnych „pisiorów”.
Według nich ta stygmatyzacja ma im pomóc i być kwintesencją programu, który pozwoli wygrać wybory i objąć władzę. Takie założenie, to przykład głębokiego wyjałowienia intelektualnego i życia w jakimś matrixiem. To wspomniane już zaklinanie rzeczywistości wręcz poraża naiwnością.
Zresztą śmieszne to jest też z innej strony. Oto na sztandary wróciła sprawa likwidacji kanału informacyjnego TVP Info. Zbierane są podpisy pod ustawą, która ma pomóc te wraże media zlikwidować. I robi się to oczywiście dla obrony „wolnych mediów”.
Bo przecież, parafrazując „klasyka”: „Po co nam telewizja publiczna, jak mamy TVN?”.
Wracają na koniec do przymiotników… Określenia: „reżimowa”, „białoruska”, „putinowska”, „bolszewicka”, „dyktatorska”, „faszystowska”, etc., etc., to tylko kilka z arsenału „pocisków słownych”, które mają ugodzić władzę Zjednoczonej Prawicy. A jeden z tych nowoczesnych obrońców demokracji stwierdził nawet, że już wystrugał osikowy kołek, by dobić „pisowskiego upiora”.
A niedoszły (?) zbawca, co to na białym koniu miał (ma?) wkroczyć do zniewolonego kraju nad Wisłą, imć Tusk Donald, rzekł był: „Pisowska wersja dyktatury to dykta i tektura”.
Zaiste, przedziwna to dyktatura, która wygrywa od 6 lat wybory…
No, ale przecież to są tylko słowa, słowa, słowa…