Banner

Pamiętam 13 grudnia 1981

Tego pamiętnego dnia byłem u swoich rodziców. W piątek zakończyliśmy strajk na Uniwersytecie Wrocławskim i w sobotę pojechałem do rodzinnego miasta. Kiedy obudziłem się rano i usłyszałem od mamy, że Jaruzel jakiś stan wojenny ogłosił, w ogóle się nie przeraziłem. Byłem przekonany, że teraz nastąpi koniec tego ustroju, tego generała i całej tej komunistycznej hołoty. Nie wyobrażałem sobie innego scenariusza niż strajk generalny, całkowity upadek i kompromitację ówczesnej władzy. Władzy, która przecież nie  miała żadnego mandatu społecznego. Poszedłem jeszcze do dziadka i około południa wsiadłem w autobus i bez przeszkód dojechałem z Wielunia do Wrocławia. Pamiętam, że niewiele osób podróżowało i wszyscy byli wyjątkowo małomówni.

Pierwsze oznaki tej wojny polsko-jaruzelskiej zobaczyłem na Mazowieckiej, przed ówczesną siedzibą „Solidarności”. Walały się tam jakieś papiery i części maszyny poligraficznej. Szwedzkiej. Miesiąc temu byłem w tej drukarni. Drukowali nam listopadowy numer naszego pisma NZS-u „Reflex” z okazji 11 listopada. Jak mówili ludzie, zomowcy niszczyli co popadnie. Później dowiedziałem się, że wpadli również do pokojów CRZZ-wskich związków i też zrobili niezły kipisz.

Wieczorem poszedłem pod Dolmel czy jeszcze jakiś inny zakład. Najbardziej zapamiętałem scenę, kiedy w dużej grupie ludzi mijałem czołgi z ryczącymi silnikami. Ktoś powiedział wtedy głośno – Tam na pewno są Ruskie! I wtedy z klapy wyłoniła się głowa polskiego żołnierza, który czystą polszczyzną krzyknął w naszą stronę – Ja ci dam kur.. Ruskie!

Do dzisiaj pamiętam tę scenę i wielkie rozczarowanie. Jak to, polski żołnierz? Nie mogłem w to uwierzyć. Pod zakładem, gdzie doszedłem, była rozwalona brama. Dalej trwał strajk i czekano na kolejny atak. Na ulicy podniosłem pomazaną błotem ulotkę. Chyba udało mi się ją do dzisiaj zachować. Były tam wyliczone strajkujące zakłady we Wrocławiu i w Polsce.

Kiedy wróciłem do domu natychmiast zacząłem nasłuch „Wolnej Europy”. Wiadomości nie były radosne. Okazało się, władza internowała całą czołówkę działaczy, ale nie wszystkich. Jeszcze się łudziłem, że w poniedziałek to im naprawdę pokażemy.

Ta grudniowa noc trwała jednak bardzo długo. Prawie dekadę reżim komunistyczny dusił nas w swym uścisku.

Zbrodnie stanu wojennego do dzisiaj nie zostały rozliczone. Obecna władza wie doskonale o swoich zaniechaniach. Rozpaczliwe uwiarygodnienie swoich racji próbuje uczynić poprzez doprowadzenie na przymusowe badania lekarskie generała Kiszczaka.

Funkcjonariusze stanu wojennego, z obrzydliwym Urbanem na czele, dalej śpią spokojnie. A przecież od 25 lat żyjemy w wolnej Polsce. Tyle, że niestety wolnej również dla komunistycznych zbrodniarzy.

Janusz Wolniak

Drukuj ten artykuł Drukuj ten artykuł

Społeczna inspekcja pracy