Banner

Opowieść Wigilijna 2016

„Jaskółka”, taki miała pseudonim i mimo swoich 80-ciu paru lat oczy Jaskółki. Nic w życiu nie było takie jak chciała, jak marzyła. Ten którego kochała, zaginął gdzieś na frontach II-giej wojny. Szukała, jeździła całymi tygodniami, latami … nigdy już go nie znalazła, nie spotkała…

Powstanie Warszawskie , które było dla niej źródłem nadziei, przemieniło się najpierw w klęskę, tyle  razy przeżywaną przy śmierci kolegów i koleżanek, zwykłym dniu walczącego, powstańczego sanitariusza, potem w obóz koncentracyjny. Powrót do Polski okazał się powrotem do jakiegoś kraju pełnego sowietów, nie tego który pamiętała sprzed września. Opozycja którą tworzyła nie zgadzając się na PRL-owską rzeczywistość w końcu ją zdradziła, jak wszystko to co jej i wielu innym było tak drogie, zamieniając to na pogodę dla bogaczy.

Zenobia została sama, przykuta do łóżka, nie w swoim mieszkaniu i mimo troski i miłości którą starano się ją otaczać, pełna bólu i cierpienia. Umierała. Nie zdążyłem jej zabrać do Ogrodu Botanicznego, nie zdążyłem jej zabrać do rynku …

Mogłem już  tylko trzymać jej rękę, najczulej jak potrafiłem w swym życiu. Drobną dłoń staruszki.  Tylko tyle. Resztę zrobiły siostry Nazaretanki, tlen by jej się lżej oddychało, lekarstwa aby ją nic nie bolało. Próbowała jeszcze coś mówić ale prosiłem aby się nie męczyła. Lekko uścisnęła moją dłoń, uspokoiła się i zasnęła. Kiedy godzinę później wyszedłem nie czuła już, że wysuwam swoją dłoń z jej dłoni. Już się nie obudziła, zmarła koło 2-giej w nocy.

Narodziny i śmierć … czy czas pomiędzy nimi przemykał  jej między palcami ?

Kiedy porządkowałem jej rzeczy znalazłem taką intencję modlitewną, którą wysyłała do Księży Werbistów z datą 3 maja 2001 : „Proszę o modlitwę do Św. Antoniego, o modlitwę za przyszły Parlament : w działaniach o sprawiedliwość społeczną”.

Jak to możliwe, że Zenobia przez tyle lat, u schyłku życia, złożona już chorobą, wciąż dostrzegała wokół siebie tych, którzy łaknęli sprawiedliwości ?

Pewien buddyjski mnich – Gendyn Rinpocze mawiał, że wszystkie techniki medytacyjne, a nawet uzyskiwane poprzez nie efekty, to nic (marność jakby powiedział Kohelet) .Nic jeśli nie potrafimy kochać, duszą, ciałem, słowem , myślą i uczynkiem wszystkich istot.

Bez tego, to wszystko, co wydaje Ci się że osiągnąłeś, jest niczym. Czyż nie o tym samym mówił św. Paweł w swoim hymnie do miłości ?

Prawdopodobnie nie ma  innej drogi na skróty i jeśli próbuję takimi skrótami podążać, to jestem, jak cymbał brzmiący i miedź brzęcząca .

Czy dziś to także ma być nasz drogowskaz ? W świecie tak pełnym przemocy, pogardy dla drugiego człowieka, bezlitosnego pozbawiania życia tylu naszych bliźnich, praktycznie pod każdą szerokością geograficzną. W świecie w którym kult zysku zastąpił Boga.

Czy w tym świecie można znaleźć jeszcze taką miłość ? gdzie jej szukać?

A może jest blisko ? Dostępna na co dzień, na wyciągnięcie ręki, na odległość spojrzenia? Może zaczyna się w wyciągniętej do Ciebie małej, dziecięcej dłoni? Może w  dotknięciu, wilgotnego psiego nosa?

 

Gdzieś, kiedyś, „wśród nocnej ciszy”, narodziła się ta najważniejsza Obecność na świecie. W grocie betlejemskiej, jak mówi tradycja wśród delikatnych i czułych zwierzęcych nosów i garstki kochających , pełnych bezradności ludzi.

Zastanawiam się czy dziś wciąż jestem w stanie znaleźć to miejsce i doświadczyć na nowo tej Obecności ?

 

W każdym razie życzę  Ci tego Drogi Czytelniku w tą Najcichszą Grudniową Noc, życzę Ci tego, abyś zawsze miał czas na to szukanie, odnajdywanie i doświadczanie , choćby trzeba było nieraz przełamywać niechęć innych i z czegoś tam rezygnować.

Drukuj ten artykuł Drukuj ten artykuł

Społeczna inspekcja pracy