Okruchy szaleństwa
Nie chcę się w tym blogu zajmować komentowaniem bieżących wydarzeń politycznych, ale.. czasem trudno się powstrzymać. Dawno już nie odczułem takiego natężenia złych emocji i absurdalnych opinii jak w ostatnich dniach niemocy i zamieszania w łonie Państwowej Komisji Wyborczej. Może więc przedstawię parę uwag, a sami Czytelnicy niech rozstrzygną, gdzie są tytułowe okruchy szaleństwa..
Przede wszystkim włos mi się jeży na głowie, gdy słyszę pomieszanie dwóch spraw. Skandaliczna niemoc w liczeniu głosów to zupełnie coś innego niż wyborcze fałszerstwo. Podstawowa zasada przyzwoitości – i państwa prawa również – stanowi, że nie można nikogo oskarżać, jeśli się nie ma dowodów. Stawianie zarzutu fałszowania wyborów to bardzo poważne oskarżenie. Bez przedstawienia jakichkolwiek dowodów jest to – przynajmniej dla mnie – moralna obrzydliwość. Jak można tak lekko oskarżać dziesiątki, a może i setki tysięcy ludzi mozolnie wręcz katorżniczo pracujących w komisjach wyborczych! Takie zarzuty są co najmniej dziwne, jeśli sobie przypomnimy, że każda partia może mieć w każdej komisji swojego przedstawiciela. Komediodramat czy tragifarsa?
Dwie partie opozycyjne domagają się unieważnienia wyborów w drodze ustawy! To niebezpieczny precedens. Więc to politycy mają decydować, czy wybory są ważne czy nie, czy kadencję trzeba wydłużyć czy skrócić? W sejmie prawie zawsze decyduje partia rządząca. I to ona ma w przyszłości – zdaniem obecnej opozycji – decydować, czy uznać wyniki wyborów???!!! To prosta droga do rządów autorytarnych. Zdecydowanie wolę, by takie sprawy rozstrzygali sędziowie.
Wreszcie sprawa głosów nieważnych. Okazało się ich całkiem dużo – 17 procent. Jednak nie jest to lawinowy wzrost. W każdych wyborach do sejmików kilkanaście procent głosów jest nieważnych. To znaczy, że mniej więcej co ósmy głos idzie do kosza! W tych wyborach liczba głosów nieważnych była o mniej więcej 40% większa niż w poprzednich. Prawdopodobnie wynika to z nieszczęśliwej informacji o jednym skreśleniu na każdej karcie, która składała się z wielu kartek! Może trzeba następnym razem poprawić instrukcję do głosowania? A może nie..
Próbuję sobie wyobrazić wyborcę, który przewraca kartki i stawia krzyżyk na każdej stronie. Brrr! Przecież na każdej dużą czcionką było napisane, jaki to komitet wyborczy! Albo zatem taki wyborca w ogóle tego nie czytał albo świadomie głosował na każdą partię czyli nie rozumiał istoty wyborów! Umiejętność czytania ze zrozumieniem jest kluczowa w dzisiejszym świecie i nie wszyscy – jak widać – ją posiadają. Jako nauczyciel wyciągnąłbym z tych wyborów następujący wniosek: mamy w Polsce co najmniej kilkanaście procent wtórnych analfabetów. Co najmniej, bo prawdopodobnie w większości, która nie poszła do urn, jest to znacznie większy odsetek.
Jakie stąd płyną wnioski dla systemu edukacji? To zostawmy na inną okazję. Tymczasem stawiam pytanie trudne i ważne zarazem: czy powinno się ułatwić głosowanie ludziom, którzy nie wiedzą, na co głosują? Czy może właśnie utrudnić? Jeśli ktoś nie umie czytać ze zrozumieniem, to jak może sensownie decydować o przyszłości Polski? Oto jest pytanie. Tak, to jest naprawdę hamletowskie pytanie..