Kto na listach wyborczych?
Na naszych oczach toczy się żenująca dyskusja o miejscach wyborczych. Nikt już próbuje nawet ukryć faktu, że gra toczy się o stołki a nie o troskę o przyszłość Polski.
Na dwa i pół miesiąca przed wyborami temat zaprzątający uwagę mediów jest jeden. Kto, gdzie i na którym miejscu? Na początku większość komitetów wyborczych dość skutecznie broniła się przed dyskusją o listach wyborczych, ale teraz już odpuścili, prawie wszyscy. Tabloidyzacja kampanii wyborczej stała się faktem. Nie sposób prowadzić merytorycznej dyskusji, kiedy wiodące media nie odpuszczają. Wszystkie idą jednym nurtem. Jak kiedyś powiedział o. Rydzyk, mętnym nurtem. Stacje telewizyjne i radiowe, najpopularniejsze dzienniki, a i w tygodnikach też o tym sporo, rozważają bez przerwy dlaczego ten a nie tamten, kto z kim i kto przeciw komu.
Żenujący spektakl
Może gdyby taka dyskusja toczyła się dzień czy dwa, można by to jeszcze wytrzymać, a tak staje się to powoli żenujące. Ciekawe kiedy ten obciachowy spektakl zostanie przerwany. Formalnie może tak być jeszcze ponad miesiąc, bo rejestracja list musi nastąpić w myśl kalendarza wyborczego dopiero 15 września.
Odnoszę wrażenie, że politycy dali się wpuścić w kanał o przykrym zapachu. Przecież teraz dopiero dają świadectwo, że nie chodzi im o Polskę, tylko o stołki, które im koledzy spod czterech liter wyciągają. Na naszych oczach odbywa się teatr wyjątkowo błazeński, ostatecznie zniechęcający do polityków i polityki w ogóle.
System wyborczy
Co może mnie obchodzić tak naprawdę kogo rządząca partia wprowadzi na listę z Koziej Wólki czy Lublina, a opozycja z Radomia czy okolic. Przecież w obecnym systemie wyborczym 90% a może i więcej list, jest tak ustawionych, że wchodzą ci z pierwszych miejsc, ewentualnie z ostatniego. Wyjątki tej reguły nie łamią.
Najwięcej zamieszania robi Platforma, wszak trudno uwierzyć, by udało im się wprowadzić w najbliższych wyborach ponownie 200 posłów, nie mówiąc już o senatorach. Ten istniejący system wyborczy teoretycznie może istnieć jeszcze cztery lata. Jeśli nawet jakimś cudem na referendum pójdzie ponad 50% ludzi, na co według mnie nie ma najmniejszych szans, to i tak politycy ze zmianami ordynacji wyborczej śpieszyć się nie będą.
Myślę, że Paweł Kukiz i jego armia nie wystarczą, by porwać naród do udziału w głosowaniu, które w powszechnym przekonaniu nie przyniesie ludziom żadnej pozytywnej i to natychmiastowej zmiany.
Komorowski wiedział dobrze co robi, niczym nie ryzykował ogłaszając to referendum. Też wolałbym oddać swój głos na konkretnego kandydata, tak jak w wyborach prezydenckich, ale teraz jest to niemożliwe. Szkoda, że energia bardzo wielu ludzi pójdzie na marne. Myślę, że będzie to jednak rzecz pouczająca, bo pokaże jaka jest polityka. Kto tego nie wie, lepiej niech się za nią nie bierze.
Klocki lego
Kiedy już politycy poukładają i zrejestrują swoje listy, zacznie się drugi akt spektaklu, sądzę że jeszcze bardziej skandaliczny i bezlitosny. Będzie można tych naznaczonych szczęśliwców prześwietlać, oczerniać, nadmuchiwać i przekłuwać, a potem znowu prostować, ratować i na nowo gotować.
Kto to wszystko wytrzyma dostąpi zaszczytu bycia parlamentarzystą. Tylko, ile tym razem wyborców wytrzyma kampanię i pójdzie świadomie głosować? Czy PiS nie dostanie zadyszki i utrzyma ten doskonały wynik sondażowy? No i oczywiście najbardziej dzisiaj zagadkowe pytanie, czy Kukiz i jego armia będą czarnym koniem tych wyborów?
Myślę, że te wybory będą zimnym prysznicem dla obecnego układu. Polska zasługuje na zmianę. Dobrą zmianę.
Janusz Wolniak