Kasandra
„Niewyobrażalna potworność” – to słowa, jakie wypowiedział Ojciec Święty Jan Paweł II w chwili, kiedy dowiedział się o ataku terrorystów spod znaku Al Kaidy na Nowy Jork i Waszyngton w roku 2001.
Pisałem wówczas w „Wolnej Drodze”:
„Każdy, komu bliskie są ideały cywilizowanego świata, winien podobnie postrzegać tę kasandryczną wizję początku XXI wieku, i biec myślami tam, do Nowego Jorku i Waszyngtonu.
Nikt, kto widział dramat niewinnych, bezbronnych ludzi, nie może być obojętny wobec zagrożenia terroryzmem.
Łączymy się w bólu i cierpieniu ze wszystkimi, których dotknęła skrytobójcza ręka barbarzyńcy; z tymi, którym już na zawsze dzień 11 września będzie się kojarzył z koszmarem i przerażeniem”.
Zaapelowałem wtedy: „Bądźmy pełni współczucia i solidarności; bądźmy dziś wszyscy Nowojorczykami”.
Dziś te słowa złowieszczo wracają: „Bądźmy pełni współczucia. Bądźmy dziś wszyscy Francuzami”.
Tym, czym dla Amerykanów stał się dzień 11 września – początkiem nowej epoki, epoki walki, zagrożenia podstaw cywilizacji – tym dla Europejczyków staje się dzień 13 listopada. Do tego dnia „kasandryczna wizja XXI wieku” nakreślona onegdaj przez Bin Ladena, realizowana poprzez obraz upadających wież World Trade Center, była na Starym Kontynencie traktowana z dystansem, dystansem odległości.
Uznawano, że oddzielający od Nowego Jorku, czy Waszyngtonu Ocean Atlantycki, będzie wystarczającym zabezpieczeniem przed tym najgorszym. „Wielka woda” niczym wielki mur miała obronić stary świat przed barbarzyńcami.
Czas pokazał w sposób dramatyczny, jak naiwne było to myślenie.
Wydawać się może, iż 14 listopada obudziliśmy się w nowej epoce – epoce walki, zagrożenia podstaw cywilizacji…
Święty Jan Paweł II atak terrorystyczny nazwał „straszliwą zbrodnią, która wzburzyła opinię publiczną całego świata”. Porównał zamachy do opisanych w Ewangelii św. Łukasza tragicznych wydarzeń, jakimi był krwawo stłumiony przez Piłata bunt Galilejczyków w Jerozolimie i zawalenie się wieży w Siloe.
Powiedział, że „wobec takiego barbarzyństwa, każdy jest głęboko wstrząśnięty i zastanawia się, w jaki sposób człowiek może zaplanować tak odrażające zbrodnie”.
Te słowa winny budzić refleksję, gdyż właśnie uświadomienie sobie grozy płynącej z tego, do czego może doprowadzić nienawiść, stać się powinno także i naszym myśleniem.
Świadomość, że oto niemal u granic Polski stanęły barbarzyńskie hordy przestaje być świadomością abstrakcyjną. To staje się rzeczywistością. Prowokuje pytania, takie chociażby jak: dlaczego my?!
Ale nie czas teraz na to. Nie wystarczy już wyrażenie solidarności z rodzinami ofiar. One nie są już za oceanem. One są niedaleko. Czasami są tuż za ścianą, u naszych sąsiadów…
Polacy boją się ataków terrorystycznych – taki wynik dają najnowsze badania opinii publicznej. Wynika z nich, że to nie jest już zaniepokojenie, lecz strach!
Rodzi się jednak wątpliwość, czy jesteśmy mentalnie gotowi do tego zagrożenia?
Nie ulega wątpliwości, że stajemy przed ogromnymi wyzwaniami, jakie stawia przed nami rzeczywistość. Wstąpienie do struktur zachodniego świat – NATO, Unia Europejska – musiało przynieść oprócz niewątpliwych plusów, także i minusy.
Nieuniknione stały się konsekwencje naszego zaangażowania. I na nic zdadzą się próby udowodnienia tezy, że skoro nie uczestniczymy w wojnie z tzw. państwem islamskim ISIS, nie bombardujemy Syrii i Iraku, to dziś czujemy się bezpieczni. Nie obawiamy się przed atakiem terrorystycznym.
Płonna to nadzieja. Przeciwnik, z którym mamy do czynienia, gotów jest zginąć nawet śmiercią samobójczą, aby zamordować, zgładzić jak największą ilość ludzi, którzy w ich przekonaniu, wynikającym z fanatycznej wiary, nie mają prawa żyć na tym świecie. Są po prostu niewiernymi.
Musimy być przygotowani na najgorsze. Także w obliczu fali uchodźców (najeźdźców?).
Pewien mędrzec powiedział: „Niewiele byłoby zła na świecie, gdyby nie można go było popełniać w imię dobra”.