Kandydaci do Belwederu, wystąp!
Jaka jest w Polsce rola prezydenta każdy widzi. Ten, co to nie chciał być strażnikiem żyrandola, sam zajął jeszcze bardziej abstrakcyjne stanowisko, tyle że płatne jak u jakiegoś szejka. Tuskowi już nic brakować nie będzie, oprócz władzy. Jeśliby to logicznie potraktować, to rzeczywiście ważniejsza w rezultacie okazała się kasa niż władza. Komorowski takich ambicji nie ma. Nawet w szczytowym momencie konfliktu między związkowcami i rządem, kiedy przyjechały żony górników, nie odważył się z nimi spotkać, by nie daj Boże coś z litości nie obiecać. Komorowska do piersi przytuliła i musiało biedaczkom wystarczyć.
Dokładnego terminu wyborów jeszcze nie ma, ale wiadomo że będą w maju. Komorowski jednak profilaktycznie startu swojego nie potwierdził, za to kandydatów kilku już mamy. Pierwszy próbował zaistnieć Palikot, licząc że połknie go cała lewica. Gwiazda zgasła i żarzy się tylko dzięki wsparciu TVN-owskich i im podobnych mediów. Tradycyjnie też zapowiedział swoje kandydowanie drugi Janusz, Korwin-Mikke. Wprawdzie znowu stracił lidera swojej partii, ale niespecjalnie musi się tym martwić. Wystarczy, że pokaże język lewakom albo oświadczy że nie jest Charlie i już wszyscy o nim mówią i piszą.
W myśl przysłowia umarł król, niech żyje król, przewodniczący SLD Leszek Miller, w dniu śmierci Józefa Oleksego, ogłosił kandydatką swojej partii na fotel prezydenta panią Magdalenę Ogórek. Aparycji mogliby jej pozazdrościć wszyscy dotychczasowi kandydaci, ale swego czasu Marian Krzaklewski też prezentował się urodziwie, a jak się skończyło, wszyscy pamiętamy. W przedostatnią niedzielę stycznia pani Ogórek zwołała konferencję i każdy mógł przekonać się jaką ma dykcję i urodę, ale dawno już media nie pokazywały tak żenującego spektaklu pobożnych życzeń i kompletny brak znajomości prawa i polityki. Kandydatka nie ma wyobrażenia o kompetencjach prezydenta, bo ubierała się w nie swoje kalosze. Na domiar złego nie odważyła się też odpowiedzieć na żadne pytania dziennikarzy.
W rankingu kandydatów pojawiło się również nazwisko Pawła Kukiza. Przebojem wszedł do polityki, uzyskując multum głosów na radnego wojewódzkiego. Na razie nie potwierdził też swojego kandydowania ani też nie wykluczył.
Z liczących się na scenie politycznej partii, tylko PSL jak wstydliwa panna, stroszy się i droczy, mając hamletowski dylemat, być albo nie być. Ludowcy, jak zwykle mocno kalkulują, co im się bardzie będzie opłacało.
Takich dylematów nie miało PiS, ogłaszając już 11 listopada kandydaturę Andrzeja Dudy, niegdyś ministra w kancelarii śp. Lecha Kaczyńskiego a dzisiaj świeżo upieczonego europarlamentarzystę. Minęły już dwa miesiące od tego czasu i na razie słupki popularności nie urosły na tyle, by spodziewać się przynajmniej drugiej tury. No, ale zobaczymy.
Patrząc obiektywnie na tę listę nominowanych do polskiego Oscara, można mieć wątpliwości czy wystartowali najlepsi z najlepszych. Wszak są wśród nich tylko dwaj liderzy upadłych partii Korwin-Mikke i Palikot. Pozostali, poza Dudą mającym jakiś dorobek i wiedzącym co mówi, są jedynie barwnym folklorem. Potwierdza to jeszcze raz zasadniczą tezę, że nie ma się specjalnie o co bić. Władza iluzoryczna, poza vetem, a straty wizerunkowe mogą być na tyle duże, że się nie opłaca ryzykować.
Czy wyborcy dostosują się do poziomu kandydatów i zostaną w domu, czy pójdą masowo do urn, zobaczymy w maju. A teraz niestety będziemy skazani na słuchanie i oglądanie tych, którzy potrafią pięknie przelewać z pustego w próżne. Szkoda tego czasu, szkoda że wybory parlamentarne dopiero jesienią. Może wcale nam ten prezydent do szczęścia nie jest potrzebny.
Janusz Wolniak