Banner

Dziwna wojna

Obecna Ministra Edukacji najwyraźniej postanowiła wydać wojnę wydawnictwom publikującym podręczniki szkolne. Oficjalny cel był godny poparcia: obniżyć ceny podręczników, a zatem koszty kształcenia młodego pokolenia. Nie będę przypominał pasjonującej historii: zdążą czy nie z nowym jedynie słusznym elementarzem. Teraz mamy już nowy etap, na razie cichy, który jednak ujawni się 1 września roku następnego. Otóż trwa właśnie gorączkowa praca wydawnictw usiłujących dostosować wszystkie istniejące podręczniki do gorączkowo szybko przyjętych nowych przepisów. Nakazują one wyeliminować z tychże podręczników wszystko, co może utrudnić ich odkup czyli skrócić okres użytkowania. Nie może być w nich żadnych poleceń, żeby cokolwiek wpisywać do książki. To jeszcze jest całkiem zrozumiałe. Trudniej pojąć nakaz zaczernienia wszystkich miejsc na przykład w tabelkach, w których uczeń mógłby chcieć coś wpisać mimo że nie ma takiego polecenia. Poprawione tabele wyglądają strasznie. Czarne plamy tu i wszędzie, co to będzie, co to będzie? Jakby powróciła cenzura. Ta troska o to, by uczniowie nie próbowali nigdzie w książkach bazgrolić, jest zadziwiająca. Wszak to uczniowi (czy jego rodzicom) powinno zależeć na tym, by podręcznik po roku użytkowania można było sprzedać. Jeśli państwu zależy na tym bardziej, to mamy państwo nadopiekuńcze.

To – niestety – jeszcze nie wszystko. Nie wolno już do podręczników załączać płytek z dodatkowymi materiałami. Bo uczeń pewnie ją zgubi lub zabierze i nie będzie mógł podręcznika sprzedać! No tak, ale to uczniowi powinno zależeć na sprzedaży bardziej niż państwu polskiemu! Zakaz dołączania płytek jest dla mnie nie tylko śmieszny. Jest niepokojący. Różne programy i symulacje komputerowe znakomicie ułatwiają zrozumienie wielu trudnych zagadnień, zwłaszcza z nauk ścisłych i przyrodniczych. Brak tych materiałów może pogorszyć efekty kształcenia, którymi, jak dotąd, Rząd tak się chwali, zresztą słusznie. Badania w krajach OECD pod nazwą PISA wykazują systematyczny i wielki postęp wyników uzyskiwanych przez polskich nastolatków w tym tysiącleciu. Trzeba teraz chuchać i dmuchać, by tego ogromnego sukcesu polskiej edukacji nie rozmienić na drobne.

Pośpieszne manipulacje przy podręcznikach mogą tylko pogorszyć efekt kształcenia. Oświata nie znosi pośpiechu i zamętu. Jak powietrza potrzebuje stabilności i spokoju. Największe pretensje mam właśnie do Pani Minister za ten pośpiech. Czemu jej pomysły muszą być wprowadzane tak nagle? Nawet, jeśli ktoś ma świetny pomysł (na ogół nam się wydaje, że nasze pomysły są wspaniałe), to trzeba go szeroko przekonsultować. Tego wymaga dobra demokratyczna tradycja. Po konsultacjach pomysł przekuty w konkretne prawo powinien być wdrażany stopniowo i ostrożnie, koniecznie z okresem przejściowym.

Wydaje mi się, że przypominam truizmy. Czemu w polskiej edukacji to wciąż są marzenia, a nie codzienna normalność?

 

 

Drukuj ten artykuł Drukuj ten artykuł

Społeczna inspekcja pracy