Druga Irlandia?
Zamurowało mnie, gdy przeczytałem, że (niektórzy?) biskupi domagają się od posłów głosujących za ustawą dopuszczającą metodę in vitro „publicznej skruchy” pod groźbą nie otrzymania komunii świętej! No, no, tego jeszcze w III Rzeczpospolitej nie było! Biskupi wcale nie domagali się podobnego upokorzenia od posłów uchwalających w latach dziewięćdziesiątych ustawę dopuszczającą w pewnym przypadkach aborcję. Ba, sami ją wtedy poparli! Nie próbowali również później „ustawiać” posłów PiS, którzy nie zgodzili się na wprowadzenie do Konstytucji ochrony życia od poczęcia (znana inicjatywa Marka Jurka). Zabicie ukształtowanego już płodu jest z pewnością większym złem od zamrożenia zarodka. Skąd więc takie zadziwiające usztywnienie stanowiska polskiego Episkopatu?
Chyba ma tu coś do rzeczy wybór nowego Prezydenta, który na każdym kroku podkreśla, że jest wiernym synem Kościoła i nadzieja na rychłe rządy partii deklarującej to samo. Decyzja hierarchów jest więc podyktowana nie doktryną lecz taktyką polityczną. Jest też bardzo krótkowzroczna. Interesuję się poważnie historią nauki, więc sprawa ta dziwnie mi przypomina sprawę Galileusza z XVII wieku. Wtedy Kościół katolicki upokorzył publicznie uczonego, a wszystkim katolikom zakazał głoszenia poglądu o ruchu Ziemi. Papież uznał wtedy, że nieruchomość Ziemi to również prawda wiary. Hierarchowie Kościoła długo (dwa stulecia!) dowodzili wbrew faktom, że system Ptolemeusza jest prawdziwy, a Kopernika fałszywy. Teraz przekonują, że naprotechnologia jest właściwa, a in vitro złe. Podobieństwo postępowania wręcz zadziwia. Skutki będą dla Kościoła – jak sądzę – podobnie opłakane..
Na naszych zdumionych oczach Polska przestaje być krajem katolickim. Twierdzenie, że 95% Polaków to katolicy jest z gruntu mylące. Być może tylu jest ochrzczonych, ale regularnie praktykujących jest dużo mniej. Myślę, że właściwe byłoby następujące określenie: dobry (praktykujący) katolik to ten, który co niedziela uczestniczy we mszy świętej. Ilu Polaków to robi? 40 procent (na Dolnym Śląsku jeszcze mniej). To są dane samego Kościoła potwierdzane przez sondaże, zatem bardzo wiarygodne. Ta liczba nieustannie maleje. Jeszcze dziesięć lat temu to było 50 procent. Zatem praktykujący katolicy to już mniejszość. Wiele sondaży pokazuje, że większość Polaków (w tym katolików) zupełnie nie przejmuje się nauczaniem Kościoła w różnych sprawach, w tym w sprawie antykoncepcji oraz in vitro.
Wiele wskazuje na to, że Polska powtarza drogę Irlandii, która jeszcze 20 lat temu była arcykatolicka, a teraz Irlandczycy zgodzili się w powszechnym głosowaniu na małżeństwa jednopłciowe. Ostre bezkompromisowe mieszanie się biskupów do polityki może tylko ten proces „irlandyzacji” Polski przyspieszyć. Tak myśli wielu ludzi, na przykład podobny pogląd wyraził już dawno temu Jarosław Kaczyński. Jest jeszcze inny nabrzmiewający powoli problem. Finanse Kościoła wciąż są niejawne i nieprzejrzyste. Przyjmowanie pieniędzy w kopertach (np. podczas kolędy) nigdzie nie księgowanych jest co prawda w pełnej zgodzie z naszą tradycją, lecz sprzeczne ze standardami demokratycznego państwa prawa. Wyobraźmy sobie na przykład, co by było, gdyby okazało się, że jedna z czołowych partii politycznych jest tak właśnie finansowana: w kopertach z ręki do ręki. Wybuchłby wielki skandal. I słusznie!
Państwo prawa nie może w nieskończoność tolerować takich praktyk. Finanse kościołów – tak jak wszystkich innych instytucji – muszą być przejrzyste i kontrolowane tak jak w bardziej dojrzałych demokracjach. Im dłużej Kościół katolicki będzie z tą przejrzystością zwlekał – tym szybciej będzie tracił poważanie w większości społeczeństwa.
To dziwne, ale polscy biskupi sprawiają wrażenie, jakby chcieli jak najszybciej zamienić Polskę w Irlandię. I pewnie im to się uda. Bo kto sieje wiatr, ten zbiera burzę.