Dobra zmiana
Dobrymi chęciami, piekło jest wybrukowane – brzmi popularne przysłowie. Jak mantrę premier rządu, ministrowie i posłowie rządzącej partii powtarzają bez przerwy i przy każdej okazji, że chodzi im przede wszystkim o dobrą zmianę. Osobiście nie wątpię w ich intencje, ale chwilami irytuje mnie ten wiersz powtarzany za panią matką. Wolę zobaczyć efekty, niż z góry przyjętą a priori tezę, że nastąpi coś dobrego.
Zniesienie tzw. „godzin karcianych” było decyzją bezwzględnie konieczną. Jednak jeszcze przed jej podjęciem, związkowcy przestrzegali, znając doskonale rzeczywistość szkolną, przed optymizmem, że teraz skończy się ta farsa. I rzeczywiście, od razu znaleźli się dyrektorzy, być może inspirowani przez nieprzychylne rządowi kręgi samorządowe, którzy zaczęli kreować rzeczywistość podobną do tej przed likwidacją art. 42 KN. Związek zwrócił się z apelem do struktur „Solidarności” by dokumentowali takie przypadki. Tyle, że władza ministra nad samorządami dzisiaj jest iluzoryczna i jest jak w tym starym kawale- Jasiu, powiedź, gdzie mogą panu majstrowi skoczyć?
Do tego, by władza miała pełnię władzy nie wystarczy powiedzieć, że robi się dobrą zmianę, tylko mieć rzeczywiste prawa, by tego dokonać.
To my, wyborcy możemy powiedzieć: – tak, nastąpiła dobra zmiana. W jednym to zdanie jest bez wątpienia prawdziwe. Na tym najlepszym z możliwych światów, nastąpiła niewątpliwie najkorzystniejsza zmiana warty. Ośmioletnie rządy PO i PSL, jak wykazał choćby ostatni audyt rządowy były okresem niebywałej prosperity dla rządzących. Mało obchodził ich byt przeciętnych ludzi. Oni zabezpieczali swoje interesy nie tylko w Polsce, ale i za granicą.
Wrzask tzw. kodowców jest proporcjonalny do skali utraty wpływów i władzy. Nic dziwnego, że protestują. Dziwne jest co innego, że publiczna telewizja tydzień przed ich występami reklamuje ich codziennie i zapowiada jak się zmawiają, jak się miedzy sobą kłócą. Po marszu zaś serial trwa dalej. Przez kilka dni słyszymy znowu o tym ile ich tam było. Wystarczyło raz, no może dwa, dobitnie obnażyć ich kłamstwa jakoby było ich więcej niż liści na drzewach i tyle by wystarczyło. Mądrej głowie, dość dwie słowie. Jednak ktoś uznał, że trzeba zamiast poważnych informacji, serwować ludziom potężną dawkę tego samego leku. Taka odtrutka może zadziałać w przeciwny sposób. Każdy widzi dzisiaj co rząd już zrobił i co zamierza zrobić. Od komentowania są przede wszystkim publicyści, a nie dziennikarze „Wiadomości”. Czy widzowie muszą być faszerowani w kółko jedną informacją podawaną na wiele sposobów? Może władze telewizji boją się zarzutów o nieobiektywność. Jeśli tak jest, to świadczy chyba o jakiejś nieuzasadnionej nadgorliwości kierownictwa TVP.
Od dwóch miesięcy trwają w kraju debaty oświatowe. Gromadzą one wszędzie ogromne rzesze ludzi szczerze zainteresowanych przyszłym kształtem polskiej edukacji. Trwają gorące dyskusje nie na ulicy, ale w po brzegi zapełnionych salach. Jakoś nie widzę, by te tematy interesowały polską telewizję. A przecież oświata, o czym na samych początku rząd zapowiedział, ma być priorytetową dziedziną. Zatem dziwi nieco to podejście decydentów od mediów. Myślę, że pora im zwrócić uwagę, parafrazując Krasickiego, Panowie wy się bawicie, a nam chodzi o życie.
Zejdźmy do szkoły, bo nie sposób opisywać oświatowych realiów abstrahując od tego co tam się dzieje. A teraz trwają egzaminy dojrzałości. Miarą tejże ma być matura. Odkąd zaczęto przy niej majstrować, zaczęła stawać się powoli karykaturą egzaminu.
Nad nieszczęsną prezentacją pastwił się już nie będę, ale teraz egzamin z języka polskiego też ma swoje, mówiąc delikatnie, wady. Ale to już temat do kolejnego felietonu.
A wracając do tych dobrych zmian. Kiedy przeczytałem, że mam być ekspertem dobrej zmiany, jakoś zaleciało mi to poprzednią ekipą. Oni mówili o „Radosnej Szkole”, „Roku Zawodowca”, itp. akcjach, ale przecież nic poza propagandą z tego nie wynikało. Nie idźmy ich śladem. Pracujmy uczciwie nad zmianami, ale nie zakładajmy z góry, że wszystko co zrobimy będzie dobre. Nie jesteśmy nieomylni i doskonali. Żebyśmy się później wstydzić nie musieli.
Janusz Wolniak