Dialog
Narastająca fala represji wobec związków zawodowych, to wyraz strachu. W ostatnich latach w Polsce związki zawodowe zaczęły powstawać w miejscach, w których wcześniej ich nie było – takich, jak markety, sektor usług, czy nowe zakłady przemysłowe w Specjalnych Strefach Ekonomicznych, dotąd będące oazami nieskrępowanego wyzysku.
Szefowie od lat byli przyzwyczajeni, że mogą płacić pracownikom głodowe pensje i narzucać im pracę po kilkanaście godzin dziennie, by zwiększyć swoje zyski. W tym mniemaniu utwierdzały ich organy i instytucje państwa – prawo pracy stojące po stronie pracodawców, nie pracowników, słaba Inspekcja Pracy, powolne i nieskuteczne sądy, potrzebujące nieraz kilku lat, by przywrócić do pracy nielegalnie zwolnionego działacza.
Na dodatek związki zawodowe stały się takim przysłowiowym chłopcem do bicia dla Platformy Obywatelskiej. Najpierw pojawił się senator Libicki z PO proszący, by koledzy pozwolili mu wysmarować antyzwiązkową ustawę, a już następnego dnia posłowie PO z Michałem Jarosem – szefem Parlamentarnego Zespołu ds. Wolnego Rynku na czele, chcieli zbierać podpisy pod kolejnym projektem antyzwiązkowym domagając się między innymi likwidacji etatów związkowych, wyrzucenia organizacji związkowych poza zakład pracy i zakazującym pobierania pieniędzy za członkostwo w związku przez pracodawcę.
Innym zaś razem rozgłasza się, ile to kosztują związki zawodowe. Nawet na naszym podwórku tworzone były takie zestawienia. Przekaz był prosty – gdyby nie te okropne związki, to wszystkie firmy prosperowałyby, że ho, ho…!
I pewnie dlatego, w czasie tzw. kryzysu referendalnego, premier Kopacz – zamiast posłuchać „swojego” prezydenta, Bronisława Komorowskiego, który rzekł był swego czasu, że można się dopisać do wycieczki szkolnej albo pamiętnika, a nie pytań do referendum – chciała zapytać Polaków o ograniczenie praw związków zawodowych.
To tak w ramach dialogu społecznego, oczywiście…
Walka o związki zawodowe jest w interesie wszystkich pracowników – bez sprawnie działających związków nie można walczyć o polepszenie warunków pracy, o podwyżkę, o to, by wychodzić z pracy po ośmiu godzinach, a nie dziesięciu czy dwunastu.
Dlatego każdy przypadek zwolnienia działacza związkowego powinien spotykać się z protestem zarówno samych pracowników firmy, w której miało to miejsce, jak i związków zawodowych, i załóg innych przedsiębiorstw.
Żaden działacz związkowy nie powinien być zostawiony sam przez swoją organizację. Wszak jest poddawany represją za to, że jest działaczem związkowym. Czyli jest przez to dyskryminowany.
Przeciwdziałanie dyskryminacji w zatrudnieniu to jedno z poważnych wyzwań, które stoją przed polskimi związkami zawodowymi. Jeszcze do niedawna polscy pracownicy nie dysponowali odpowiednimi instrumentami prawnymi do obrony swoich praw i do skutecznego przeciwstawiania się nierównemu traktowaniu.
Także związki zawodowe nie były w tej sferze odpowiednio aktywne, z uwagi na brak odpowiednich narzędzi prawnych, które umożliwiałyby im efektywne działania na rzecz promocji zasady równości w stosunkach pracy.
Po przystąpieniu do Unii Europejskiej Polska wdrożyła szczegółowe przepisy równościowe w prawie pracy – regulacje te prawie w całości odzwierciedlają legislację unijną w tym zakresie. Przepisy zakazujące dyskryminacji w zatrudnieniu, oprócz wymiernych korzyści w postaci możliwości dochodzenia naruszonych praw pracowniczych, pobudziły także dyskusję na temat konieczności ochrony zasady równego traktowania w zatrudnieniu w ogóle. Przepisy te były zatem (i nadal są) swoistym katalizatorem debaty na temat standardów równościowych w miejscu pracy.
W tej debacie siłą rzeczy nie może zabraknąć związków zawodowych – kluczowych podmiotów reprezentujących interesy pracowników.
Związki zawodowe, oprócz swoich tradycyjnych zadań, takich jak walka o godziwe warunki zatrudnienia, negocjacje z rządem i pracodawcami, czy też obrona zagrożonych miejsc pracy, mają niebagatelną rolę do odegrania w dziedzinie promowania zasady równości pracowników, a także upowszechniania działań prewencyjnych, które zapobiegałyby pojawieniu się dyskryminacji w miejscu pracy.
I to tyle refleksji w ramach XXXV Rocznicy powstania NSZZ „Solidarność”.