Apollo
Kilka razy już oglądałem film „Apollo 13”. Można by rzec, że jestem jego fanem. Opowiada on o trzeciej misji programu Apollo, z planowanym lądowaniem ludzi na powierzchni Księżyca.
Eksplozja zbiornika z tlenem w module serwisowym nie tylko uniemożliwiła lądowanie na Księżycu, ale także spowodowała rozpoczęcie walki o życie załogi.
W pewnej chwili w filmie dochodzi do kluczowego dla mojego felietonu dialogu… Dyrektor NASA mówi: To może być najgorsza katastrofa, której NASA kiedykolwiek doświadczyła. A na to kierownik lotu – Gene Kranz (grany przez Eda Harrisa), odpowiada: Z całym szacunkiem, sir, ja wierzę, że jeśli uda się ich sprowadzić na ziemię, to będzie największy sukces w historii NASA.
Jak wiadomo załoga „trzynastki” – tak ją nazywali kontrolerzy loty w Houston – szczęśliwie wylądowała na wodach Pacyfiku.
I teraz przejdę do wspomnianej wcześniej polityki. Rządy Prawa i Sprawiedliwości można by przyrównać do tego dramatycznego lotu na Księżyc.
Oto załoga rządowa wsiada do kokpitu i zaraz po starcie cały pulpit sterowniczy świeci na czerwono, uruchamiają się co rusz kolejne alarmy informujące o kolejnych awariach… I wówczas, tak jak w roku 1970, trzeba podejmować szybkie i niekonwencjonalne decyzje.
Instrukcję obsługi „statku” pod nazwą Rzeczpospolita Polska należy pisać na nowo. Tworzyć nowe rozwiązania, naprawiać coś, co zepsuli poprzednicy… Niczym, jak w opisywanym filmie – gdzie, aby załoga nie udusiła się z powodu braku tlenu, należało kwadratowy filtr powietrza włożyć do okrągłego otworu przy wykorzystaniu tylko tych rzeczy, które są dostępne dla astronautów na pokładzie Apolla.
I to się udaje. Ale do rozwiązania tego problemu zabrała się na Ziemi grupa kilkudziesięciu fachowców z różnych dziedzin.
Takie też musi być rządzenie – przez fachowców. Trzeba zdiagnozować problemy, znaleźć rozwiązania i wcielać je w życie.
Powoli to się dzieje. Określenie „powoli” może się wydać dla wielu niezbyt trafione – bo to nocne obrady sejmu, to tempo przyjmowania ustaw, ten jazgot opozycji o pisaniu prawa na kolanie…
Moim skromnym zdaniem rację w tej kwestii ma Paweł Kukiz, który pytany o nocne obradowanie Parlamentu powiedział: „Myśmy zostali wybrani przez Polaków do pracy. To trzeba pracować, a nie patrzeć na zegarek”. Nic dodać, nic ująć…
A zatem – się dzieje! W jednych resortach szybciej, w innych wolniej. Ale się dzieje!
Musi się „dziać”, bo trzeba Państwo budować na nowo. A może raczej od nowa!
No i trza wspomnieć o jeszcze innej „mądrości” narodowej – „Ten nie popełnia błędów, kto nic nie robi”. To powiedzenie przywołuję tak na wszelki wypadku.
Wracając, zaś do „Apollo 13”… To oni właśnie robili wszystko, co możliwe, aby się uratować; by wrócić do rodzin…
Nie myśleli o bohaterstwie, zasługach… Myśleli głównie o swoich najbliższych.
Znakomicie ilustrują to słowa dowódcy statku – Jima Lovell’a (w tej roli Tom Hanks), który w chwili, kiedy przez wizjer „Apolla” widać było na wyciągnięcie ręki Księżyc, na którym mieli przecież wylądować, rzekł do pozostałych członków załogi: „Nie wiem, jak wy, ale ja chcę wrócić do domu, do rodziny…”. Odpowiedzią było akceptujące skinięcie głowy.
I tu możemy na chwilę znów wrócić do bieżącej polityki… Bo oto jeden ze sztandarowych projektów Prawa i Sprawiedliwości – „Rodzina 500+” – nabiera konkretnych kształtów, trafił już do Parlamentu i już niedługo może wejść w życie.
Oczywiście, że opozycja protestuje – bo, to…, bo tamto… Bo scenariusz greckiego kryzysu się zbliża… Bo zapaść budżetu… Bo kasa pójdzie na przepicie… I takie tam lamenty.
Nie ma się co przejmować tym jazgotem. Po prostu trzeba robić swoje… Także jeśli trzeba, to i nocą.
Na koniec przypomnę – nieco parafrazując – słowa Gene’a Kranz’a: Z całym szacunkiem… Wierzę, że to będzie największy sukces III (vel IV) RP….