Banner

Obywatel

W przeddzień wyborów naszły mnie takie oto refleksje. Zresztą pojawiały się one na przestrzeni ostatnich lat wielokroć. I jak się do nich dzisiaj wraca brzmią momentami złowrogo i wskazują w jakim jesteśmy miejscu.

Pierwsze godziny, a wręcz minuty, po katastrofie samolotu 10 kwietnia 2010 r. w Smoleńsku, z prezydentem RP Lechem Kaczyńskim na pokładzie, kiedy to marszałek Sejmu Bronisław Komorowski przejmował błyskawicznie obowiązki głowy państwa, będą się cieniem kładły na prezydenturze Bronisława Komorowskiego.

Jak to trafnie ujął Jacek Sasin, były zastępca szefa Kancelarii Prezydenta RP: – Ten pośpiech był nieuzasadniony. Budził skojarzenie z kimś, kto przebiera nogami, żeby jak najszybciej przejąć władzę.

Na dodatek to „przejmowanie władzy” było też nie do końca legalne. Przecież o godzinie 10.00 podawano wersję, że trzy osoby przeżyły, choć są ciężko ranne, a skoro Prezydenta RP jeszcze nie odnaleziono, marszałek Komorowski nie miał nawet moralnego prawa do obwoływania się pełniącym obowiązki Prezydenta RP.

Nic nie dawało mu też podstawy w godzinach porannych do organizowania ekipy telewizyjnej i zapraszania jej do biura Marszałka Sejmu, aby tam nagrać oficjalne przemówienie informujące o przejęciu przez niego obowiązków prezydenckich (wyemitowane o godz. 20.30). Dopiero o godz. 16.00 dokonano identyfikacji zwłok prezydenta Lecha Kaczyńskiego.

A tu okazuje się, że już rano pan Komorowski zaczął przebierać nogami.

Te fakty dowodzą, jak bardzo Platforma Obywatelska przeżyła porażkę w wyborach prezydenckich w roku 2005; jak bardzo żądna była odwetu za to – w ich mniemaniu – upokorzenie.

Wróćmy do pana prezydenta Komorowskiego… Warto przywołać kilkanaście jego wypowiedzi, które w konfrontacji ze wskazanym wcześniej sposobem przejęcia obowiązków Głowy Państwa, tworzą przedziwny, i momentami tragikomiczny obraz osoby i środowiska, które rządzą Polską…

„Jaka wizyta, taki zamach, bo z 30-tu metrów nie trafić w samochód, to trzeba ślepego snajpera” – to o wizycie prezydenta Kaczyńskiego w Gruzji, w czasie której oddano strzały w kierunku prezydenckiej kolumny.

„No i w końcu mnie tam zawieźli i pokazali. Wtedy zrozumiałem. Dunki nie są najpiękniejszymi kobietami, a to były… kaszaloty” – tak na spotkaniu w prywatnej Wyższej Szkoły Prawa i Administracji w Rzeszowie opisywał wdzięki kobiet.

„In vitro powinno być finansowane, ale państwo ma prawo traktować wydatki z budżetu, jako swoistą inwestycję, nie w stosunku do wszystkich, tylko w stosunku do tych, gdzie jest szansa, że się urodzą dzieci zdrowe i będą dobrze wychowane, wychowane na dobrych obywateli w przyszłości” – tak onegdaj naświetlił swój pogląd na „inwestowanie” w zdrowy naród.

„To jest zawsze problem tego, co by się chciało, a co można. Ja staram się być realistą. Od czegoś trzeba zacząć. To tak, jak zawsze pytają obcokrajowcy: dlaczego całujemy kobiety w rękę? Ja odpowiadam: Od czegoś trzeba zacząć” – to słowa nauki kierowane do studentów Uniwersytetu Śląskiego o zaczynaniu czegokolwiek (cokolwiek to znaczy).

„Mowy powinny być krótkie, a kiełbasy tylko długie” – następna z nauk do studenckiego kajetu.

„Woda ma to do siebie, że się zbiera i stanowi zagrożenie, a potem spływa do głównej rzeki i do Bałtyku, więc nie słyszałem od dłuższego czasu o zjawiskach powodziowych, które by trwały dłużej niż tydzień, czy dwa” – kolejny wykład: o stosowaniu w praktyce hydrologii.

„W zeszłym roku powódź, w tym roku powódź, więc pewnie ludzie są już oswojeni, obyci z żywiołem” – to o naukach płynących (sic!) z tejże hydrologii.

„Miałem dziś przyjemność wizytowania terenów powodziowych” – no i o doznaniach estetycznych z hydrologii wynikających.

„Nie dostrzegłem żadnych jakichś przejawów braku szacunku ze strony instytucji rosyjskich. Ja bym sugerował zachowanie umiaru w tego rodzaju tworzeniu atmosfery, że gdzieś znaleziono jakiś kawałek, fragment odzieży. To nie jest wielki problem” – to zaś „odkrywcza” myśl o niezabezpieczonym miejscu katastrofy smoleńskiej, w którym znaleziono ludzkie szczątki.

„Bo z Polską i USA to jest, panie prezydencie, jak z małżeństwem. Swojej żonie należy ufać, ale trzeba sprawdzać, czy jest wierna” – to „błyskotliwa” ocena, która odebrana została przez prezydenta Obamę, jako kwestionowanie wierności jego żony Michelle.

Nie będę się dalej pastwił nad prezydentem Bronisławem „Gafa” Komorowskim, jak go zwą złośliwie politycy i dziennikarze. Ale o niektórych słowach trzeba pamiętać. I nie chodzi o to, jak dowodzą niektórzy – że Bronek to taki swój chłop… Niemal „Wujek dobra rada”…

Mowa o pierwszym obywatelu Rzeczpospolitej… To tak ku przestrodze skreślam.

 

Drukuj ten artykuł Drukuj ten artykuł

Społeczna inspekcja pracy