Banner

Polityka w szkołach i samorządach

Kiedy rozpoczynał się rok wyborczy, wszędzie zaczynała się wielka polityka. Tak było do 2015 roku. Odkąd PiS wygrał wybory politykowanie na całego mamy na okrągło. Wielkie samorządy, w których rządzą przeważnie prezydenci opozycyjni wobec rządu, knują na całego. Tak jest w Wałbrzychu, Jeleniej Górze i oczywiście we Wrocławiu. Dopiero co na Dolny Śląsk przyjechał Donald Tusk. O tym, że szef Paltformy nie ma Polakom nic do zaproponowania, tylko negację wszystkich działań rządu, mogli się przekonać wszyscy, którzy przyszli z nim na spotkania.

Najpierw była wizyta w Kłodzku i Nowej Rudzie, później we Wrocławiu i na koniec w Wałbrzychu. Wszędzie motywem przewodnim były według niego złe rządy PiS-u, który trzeba odsunąć od władzy.

Zdaniem Tuska Prawo i Sprawiedliwość nie radzi sobie z pomocą Ukrainie, naszym bezpieczeństwem, gospodarką, inwestycjami, polityką wewnętrzną i międzynarodową. Tusk nie ukrywał, że jego programem jest anty-PiS.

Złe według Tuska są wdrożone przez PiS programy socjalne: -500 Plus o ile bardzo pomógł mniej zamożnym rodzinom, to nie zatrzymał spadku liczby narodzin. Oprócz pieniędzy, młode małżeństwo planujące macierzyństwo, ojcostwo chce mieć poczucie, że państwo jest całe nastawione na pomoc, i że ta pomoc ma wysoki poziom, jest nowoczesna, a nie na kontrolę.

Winą rządu jest oczywiście też to, że nie przewidział wojny: -Sankcje, te decyzje dotyczące importu surowców energetycznych z Rosji wymagają bardzo dobrego logistycznego przygotowania. To nie jest tylko polityczna decyzja, że nie kupujemy – tę decyzję trzeba podjąć, ale wcześniej trzeba przygotować własny kraj na konsekwencje takiej decyzji. Dzisiaj w Polsce ludzie nie mogą kupić węgla m.in. dlatego, że takiego przygotowania nie przeprowadzono – stwierdził Tusk.

Dowiedzieliśmy się też dlaczego Donald Tusk wrócił do polskiej polityki. Jak mówił, aby jak mółwił: „odsunąć złych ludzi od władzy”.

Mieliśmy w czerwcu jeszcze jedną niespodziewaną wizytę w stolicy Dolnego Śląska. Oto do Wrocławia przybył wiceprzewodniczący Komisji Europejskiej ds. europejskiego zielonego ładu Frans Timmermans. Ten Człowiek Roku Gazety Wyborczej w 2017 roku, wielce zasłużył się dla szkalowania Polski na forum Europy. Nie zamierzam demonizować tego Holendra, ale jego osobisty wkład w to, by nasz kraj nie tylko nie dostawał należnych nam pieniędzy, ale jeszcze był karany, jest i był niebagatelny. Jego nienawiść do naszego demokratycznego rządu dorównuje naszym opozycyjnym politykom i samorządowcom. Jest on dalej jednym z tych, którzy dalej chcą blokować środki na odbudowę za rzekomy brak praworządności. I o ten guru nowych ładów lewicy, jakby nigdy nic, przyjeżdża sobie do naszego pięknego miasta i wpuszczony jest do V Liceum Ogólnokształcącego na spotkanie z młodzieżą. Media tam nie mogły być, a ponadto zapowiedziano, że z panem Frankiem tylko będzie można rozmawiać po angielsku. Szkoła póki co na swoich stronach nic nie pisze, ale za to nie wytrzymało XIV LO, zamieszczając krótką notkę, jakie to ogromne wrażenie na młodych zrobił Franek.

Tylko pytam, jak się to ma do apolityczności szkół? Czy nie jest to przejaw indoktrynacji młodzieży, a działo się to wszystko za wiedzą samorządu. Według zapowiedzi, w spotkaniu miał uczestniczyć wiceprezydent Wrocławia Jakub Mazur. Tylko czy pozwolono komuś spytać wielbiciela Polski, dlaczego tak Polskę nie lubi.

I to jeszcze nie koniec tego, co działo się przed zakończeniem roku szkolnego. Jak powszechnie wiadomo po wystawieniu ocen trzeba młodzież zająć. Do jednego z kin Wrocławia wzięto młodzież z kilku wrocławskich liceów na film „Sędziowie pod presją” i spotkanie z sędzią Igorem Tuleją. Jak wiadomo, ten film i ten sędzia, reprezentują tylko jeden punkt widzenia, zdecydowanie antyrządowy. Młodym ludziom nie dano szansy, by poznali innych punkt widzenia. Był jednak jeden pozytyw, mogli zadawać pytania różne pytania. I oto jeden z uczniów zapytał: – Orzekał Pan w procesach lustracyjnych. Czy nie był pan stronniczy, skoro pana matka zaczynała w milicji, współpracowała ze służbą bezpieczeństwa, a ojciec pracował w milicji i kończył doktorat w Moskwie?  Sędzia Igor Tuleya kluczył z odpowiedzią. Tłumaczył, że nigdy nie składał wniosku o wyłączenie z procesów lustracyjnych. -Orzekałem w nich kilkadziesiąt razy. Ojciec pracował w milicji i studiował w Moskwie, ale przecież nie mógł wówczas zrobić doktoratu na West Point. To było niemożliwe i dlatego zapewne wybrał Moskwę – tłumaczył.

Ale w tej sprawie trzeba jeszcze dodać jedno. Na sali nie byli tylko pełnoletni uczniowie, a od tych niepełnoletnich nauczyciele powinni mieć zgody rodziców, a nie mieli.

Taka to tam odbyła się z pozoru niewinna lekcja z programu wiedzy o społeczeństwie.

Janusz Wolniak

Drukuj ten artykuł Drukuj ten artykuł

Społeczna inspekcja pracy