Banner

Eksperyment psychologiczny psychopaty

W debacie edukacyjnej ważną kwestią jest formuła egzaminów. Czy powinien zostać tylko ten jeden maturalny?  I jaka winna być jego formuła. To tylko niektóre pytania, na które warto znaleźć odpowiedź.

Ilekroć nadchodzi czas egzaminów w szkołach, tylekroć wybucha dyskusja nad ich formułą i zasadnością. Oczywiście największe emocje zawsze wywołuje ten ostatni, egzamin maturalny. To oczywiste, ten zwany egzaminem dojrzałości, jest przecież przepustką na wyższą uczelnię. Można powiedzieć, że do czasu kiedy był przeprowadzony w tradycyjnej formule, przed powołaniem Okręgowych Komisji Egzaminacyjnych, spełniał swoją rolę. Nie był doskonały. Nie ma rzeczy idealnych. Każdy jednak wiedział na czym stoi, jakie są kryteria, jakie progi. Uznano jednak, że trzeba wszystko obiektywizować, przeliczać na punkty, szkolić egzaminatorów, tworzyć skomplikowane i groteskowe procedury. I zaczęło się dziać tak, że ten egzamin maturalny przestał być jakąkolwiek przeszkodą. Trzeba było naprawdę bardzo się starać, by tych 30% punktów nie zebrać.

Symbolem upadku stała się tzw. prezentacja maturalna. Nie chce mi się już nawet z tego śmiać, bo było to tak żałosne, że nic gorszego już być nie mogło. Szkoły zaczęły kończyć roczniki uczniów bez wstydu głoszących, że tak naprawdę uczyć się wcale nie trzeba. Wystarczy trochę sprytu i cwaniactwa, i egzamin zaliczony.

Kiedy dzisiaj słyszę jakieś głosy pseudoekspertów ubolewających nad zapowiedzianą likwidacją egzaminu szóstoklasisty, a być może i gimnazjalisty, to pytam, gdzie byliście, kiedy kilkudziesięciu profesorów wyższych uczelni apelowało do rozumu minionych ministrów edukacji o opamiętanie. Lobby żerujące na oswoicie jest dzisiaj bardzo liczne. Ciekawe czy obecnej minister edukacji starczy determinacji by tych rozmaitych ewaluatorów przegonić na cztery wiatry. Oczywiście należałoby zacząć od własnego podwórka. Najpierw zlikwidować OKE, później przynajmniej połowę etatów w kuratoriach, wziąć się za rozmaite centralne instytuty i uwolnione środki przekazać do szkół. Wynagrodzenie nauczyciela nie może być jałmużną.

Ale wracajÄ…c do głównego wÄ…tku felietonu, egzaminów, dodam że piszÄ™ swoje refleksje nie tylko jako publicysta z blisko 30-letnim stażem, ale także jako praktyk – nauczyciel i rodzic.

W tym roku szczególnie uważnie przyjrzałem się egzaminowi gimnazjalnemu. W przypadku pytań humanistycznych z języka polskiego, historii i wos, był on na bardzo niskim poziomie wymagań. Twierdzę tak w oparciu o materiał porównawczy z poprzednich lat, a przejrzałem testy od 2012 roku. W poprzednich latach stał on, moim zadaniem, na wiele wyższym poziomie.

Cała procedura tego egzaminu to testowanie odporności młodych ludzi na stres, nie ma to nic wspólnego z rzeczywistym badaniem wiedzy. To jakiś eksperyment psychologiczny wymyślony przez psychopatów. Trzy dni, a w każdym po dwa egzaminy dla kilkunastoletnich dzieciaków. Czy chodzi tu o zbadanie progu odporności, przyzwyczajanie do stresu, wywołania szoku, zmierzenia się z własną słabością, a może zobaczenia jak wyglądają traumatyczne przeżycia?

Wiadomo powszechnie, że odkąd wprowadzono te testowe egzaminy, nauczanie pod te wzorce stało się powszechne. Inaczej, znaczyło przeciw uczniowi. A ci w większości robili tylko to co musieli. Zasada optymalizacji i oszczędności zaczęła w szkołach w pełni funkcjonować.

Trzeba by poświęcić trochę czasu i porównać ewolucję tzw. podstaw programowych i w ślad za nimi zawartość podręczników, wtedy okaże się, że to co teraz mamy to coś na kształt kastrata. Wszystko jest piękne, kolorowe, głośne, ale zawiera minimum wiedzy w kunsztownym opakowaniu.

W Finlandii, która ma najlepsze osiągnięcia edukacyjne w świecie, jest tylko jeden końcowy egzamin. U nas też tak było i pora powrócić do starej sprawdzonej formy.

Dzisiaj czas powiedzieć – król jest nagi, pora ten majestat okryć zacną szatą.

Janusz Wolniak

 

Drukuj ten artykuÅ‚ Drukuj ten artykuÅ‚

Społeczna inspekcja pracy