Banner

100 Wietnamów

Opisując nawiedzenie Polski przez Donalda Franciszka Tuska przywołałem postać Ernesto „Che” Guevary, gdyż towarzyszące Królowi Europy jego czerwone podobizny, jako żywo kojarzyły komunistycznego rewolucjonistę z obecnymi „obrońcami” demokracji w Polsce.

Wydawało się, iż sięgnięcie do mitu argentyńskiego lekarza jest przypadkowe. Nic bardziej mylnego. Bo, gdy się spojrzy szerzej na to wszystko, co dzieje się wokół, można odnieść wrażenie, że te czerwone portrety, to tylko jeden – jak to się teraz bardzo poprawnie językowo określa – z elementów większej całości.

„Che” Guevara rzekł onegdaj: „Aby upokorzyć USA, drogą Wietnamu powinny pójść inne narody. Tą drogą ruszymy w Naszej Ameryce. Dzisiejszym zadaniem rewolucji tworzyć drugi, trzeci Wietnam… 100 Wietnamów!”. Czyli trzeba wywoływać dziesiątki, setki ognisk zapalnych, by tyran się wykrwawiał. By w końcu padł, ku uciesze zbrukanego narodu.

I z czymś podobnym mamy do czynienia w Polsce. Jak nie Trybunał Konstytucyjny, to aborcja… Czarny marsz, KOD, blokada sejmu, strajk nauczycieli, prowokowanie zamieszek, Obywatele RP, Timmermans, buczenie, wrzaski, Schulz, gwizdy, spektakl „Klątwa”, Komisja Wenecka, bojkot artystów, protest sędziów (prawników?), etc., etc…

Szczególnie ten ostatni „Wietnam” wart (?) jest kilku zdań… Bo to wszak nie tylko trzecia władza (podobno sądownicza), ale i wyjątkowa kasta ludzi, którzy niczym busola wskazuje kierunek, w jakim winniśmy podążać…

I ta busola – choć zabrzmi to pewnie dziwnie – przemówiła! Jak to: „busola przemówiła”?, zapyta ktoś. Ano – jak to u Barei („Co mi zrobisz jak mnie złapiesz”): „Jak to, żaba z wroną?!”… „- No, są takie przypadki”.

A zatem – busola przemówiła: „W demokratycznym państwie prawnym suwerenem nie są wyborcy. Suwerenem są wartości znajdujące się w prawie, a na straży tych wartości stoją niezależne sądy i niezawiśli sędziowie” (prof. Wojciech Popiołek, Uniwersytet Śląski).

I to wiekopomne odkrycie tłumaczy już teraz wszystko…

Tupią, krzyczą i buczą, gdy odczytywany jest list od Prezydenta Andrzeja Dudy… Bo mają prawo! No, bo oni stoją na straży… A Duda?! Kto to jest?! Jakiś suweren go wybrał…?! No i co z tego?!

Ostentacyjnie opuszczają salę obrad, pokazując plecy i ich szlachetne przedłużenie wiceministrowi sprawiedliwości… Mają do tego prawo! Bo ględził jakiś koleś w imieniu emanacji woli suwerena, czyli Rządu RP, który w jakichś tam wyborach głosował… Kogo to obchodzi?!

My, straż wartości, wyjątkowa kasta, dotknięta ręką miłościwie (nie)panującego Andrzeja Rzeplińskiego, (nie)zależna, (nie)zawisła, (nie)zawistna – ponad wszystkim i wszystkimi…

A, że w Konstytucji w artykule 4, jak wół stoi: „Władza zwierzchnia w Rzeczypospolitej Polskiej należy do Narodu”; i dalej: „Naród sprawuje władzę przez swoich przedstawicieli lub bezpośrednio” – to przecież dotyczy to NARODU, a nie ciemnogrodu, tłuszczy niedouczonej, Januszów przeróżnych z Podkarpacia, zaścianka otumanionego mową nienawiści, którym przez przypadek dano prawo głosu…

A skoro wybrali, jak wybrali, to na straży musi stać kasta nadludzi, dla niepoznaki (to dla tych niepiśmiennych) nazywana „wymiarem sprawiedliwości”.

I tak weszliśmy w inny wymiar… Wymiar czasoprzestrzenny…

Schodząc na ziemię… I teraz poważnie (?). W tym miejscu warto przywołać ciekawą scenę z programu publicystycznego „Woronicza 17”.

Oto widzimy grupę dyskutantów z różnych partii politycznych. Jest także profesor Andrzej Zybertowicz, reprezentujący Prezydenta RP. W pewnej chwili, w trakcie gorącej dysputy, pan profesor zwraca się do prowadzącego program tymi słowami: „Panie redaktorze, muszę stanąć w obronie pana posła Kierwińskiego. Proszę panu posłowi nie przerywać… Niech mówi… Niech mówi, to co mówi. Niech myśli, to co myśli… I myśli, to co mówi …”.

Wówczas kamera zrobiła zbliżenie na posła Platformy Obywatelskiej, który był tak kompletnie zdezorientowany, że jego grymasy warto pokazywać, bo to był obraz totalnej opozycji… Biedny poseł nie wiedział, jak zareagować na te słowa profesora Zybertowicza. I tak mijała sekunda, za sekundą… Zrobiła się dziwna cisza w studio… A pan poseł bił się z myślami: „Obraził mnie, bronił, zakpił…”.

Należy zatem dać im mówić. I niech mówią… Czy to posłowie, czy sędziowie. Artyści, czy kto tam jeszcze… Niech ta buta, arogancja, nieskrywane poczucie wyższości wylewa się z gazet, telewizorów, Internetu…

Niech tak będzie! Niech się wylewa… A niechybnie ugasi te ogniska. Te „100 Wietnamów”…

Drukuj ten artykuł Drukuj ten artykuł

Społeczna inspekcja pracy