- Region Dolny Śląsk NSZZ Solidarność - http://solidarnosc.wroc.pl -

Słowo

Są w życiu takie chwile, kiedy na świat patrzy się inaczej. Z dystansem. Że pojawia się jakby wielka potrzeba zatrzymania się. I to nie tylko w sposób bezpośredni, ale przede wszystkim mentalny. Kiedy wydaje się, że czas przelewa nam się przez palce. A każda, nawet wydaje się strasznie ważna sprawa – po prostu staje się błahostką.

Ta chwila, to śmierć.

Stojąc w kaplicy, towarzysząc w ostatniej drodze Śp. Zygmunta Sobolewskiego, takie mnie właśnie naszły refleksje.

Znów ta cienka granica między tym a tamtym światem odsunęła na bok problemy, z którymi się borykamy codziennie. Stały się w tym właśnie momencie tak mało istotne…

I co ważne, przecież takie myśli zawsze nas nachodzą nad grobem. I że wszystko, to małość nad małościami. A i tak zaraz potem wraca codzienność…

I choć mamy świadomość kruchości naszego życia, i tego, że nie warte jest ciągłe gonienie za czymś. I nie ważne, czy są to pieniądze, czy idee…

Choć w przypadku tych drugich zdaje się, że próbujemy sobie wmówić, że ta szczytność rozgrzesza ze wszystkiego, co po drodze robimy. Że te koszty są jakoś uzasadnione. Koszty rodziny, ludzi, których kochamy, a i tych którzy kochają nas.

I takie to refleksje mnie naszły przy ostatnim pożegnaniu kogoś, kogo znało się tak wiele lat. Z kim nie raz toczyło się dysputę. Czasami różniąc się, i to chwilami zasadniczo. Ale zawsze rozstawaliśmy się w zgodzie, bo wywodziliśmy się z jednej idei właśnie… To nas łączyło. Było tak istotne, że nie pozwalało przekroczyć tej niewidzialnej granicy, za którą jest złość i nienawiść.

Pomyślałem, że przecież Zygmunt pozostanie na zawsze na zapisanych, czy zadrukowanych kartach. To jest coś, co pozostawił po sobie. Te setki, czy tysiące artykułów. Dziesiątki tysięcy zdjęć, których archiwum jest tak bogate, że można by nimi zapełnić wiele albumów… Bo był ze swoim aparatem wszędzie tam, gdzie coś się działo…

Ale ta chwila i mnie jakoś nastroiła do refleksji nad sobą. Co ja pozostawię po sobie, kiedy i mnie już zabraknie na tym padole? Przecież człowiek nie zna dnia i godziny. Nie wie, co Stwórca zapisał w naszej historii. Kiedy stanie się jej kres… I co wtedy? Co zostanie w pamięci bliskich, a i tych „dalszych”, którzy znali ciebie tylko z pisania.

I taki to rachunek sumienia przeprowadziłem w tej kaplicy w Kobierzycach… Co ty po sobie zostawisz? Są tylko twoje felietony… I co z tego, że jest ich już dużo. Ale, czy ktoś się nad nimi naprawdę pochyli? Czy te moje „myśli nieuczesane” trafią do kogoś i pozostaną w jego pamięci?

No ale, to nie o mnie przecież tylko chodzi. Każdy z nas na swój sposób przeżywa odejście kogoś, kto miał jakieś znaczenie w naszym życiu. Kogo będzie nam brakowało?

Gdy umiera drugi człowiek, można powiedzieć, że wraz z nim umiera część nas samych obecna w sercu zmarłego. Ów zmarły przecież myślał o nas, miał nasze wyobrażenie, kochał, nosił nas w sobie. Wraz z jego śmiercią w jakimś sensie umiera cząstka nas samych…

Ale nie tylko my jesteśmy w sercu drugiego człowieka, lecz także ten drugi człowiek, który w pewnym momencie umiera, przez całe swoje życie zajmował sporo miejsca w naszym sercu. Jego obecność napełniała wyjątkowym znaczeniem to, co nas otacza. Tak więc, gdy ta osoba umrze, czujemy się zdezorientowani.

Nagle powstaje dziwna pustka, samotność, swego rodzaju wyrwa w naszym umyśle. Nieobecność zmarłej bliskiej osoby rzutuje na nasze postrzeganie całego otoczenia. To tak, jakby wraz z odejściem kogoś bliskiego obumarła także część istoty wszystkich rzeczy wokół. Mamy wtedy wrażenie, że nasz zegar życia tyka jakoś inaczej…

Doświadczenie śmierci jest dla nas doznaniem bardzo bolesnym. Z natury bowiem jesteśmy miłośnikami życia. U niemal wszystkich istnieje niewytłumaczalne pragnienie przedłużenia bytu, życia na wieki. Boli nas nieunikniona konieczność śmierci. Można by rzec, że śmierć jest naturalną koleją rzeczy materialnych.

Człowiek nie jest przecież nieśmiertelny ze swej natury. Ale my tymczasem czujemy, że to nie powinno tak być. Wszyscy doświadczamy tego uczucia w wielu aspektach na co dzień.

I wiemy też, że to doświadczenie jest okrutne. Że nic już nie wydaje się być takie same, jakie było przed… I jakie będzie po…

Dość mroczne te moje myśli. Jakoś tak się ostatnio porobiło, że ubywa nam naszych kolegów. W krótkim czasie odeszli Krzysztof Derdowski, Roman Guzek, a teraz współtwórca przecież „Wolnej Drogi” – Zygmunt Sobolewski.

Nie sposób zapełnić pustki po Nich. Już niczego nie napiszą… Ale pozostaje po nich słowo…

Cześć Ich pamięci.